wtorek, 25 czerwca 2013

Dlaczego nie gram w RPG

W dniu w którym opublikowałem tę notkę, mija 64 dzień odkąd nie gram w RPG. Niebawem rozpocznie się trzeci miesiąc w którym nie uważam się za erpegowca - kogoś, kto rozwija swoje hobby, czyli stara się uczestniczyć na sesjach RPG. Zrezygnowałem z erpegów z różnych powodów. Kiedyś napisałbym notkę negatywną (copyright by Kbender) zawierającą wiadro pełne pomyj, dlaczego to erpegie jest złe, a erpegowcy jeszcze gorszy. Tym razem postanowiłem użyć trochę innych argumentów. Sprawa nie wygląda tak czarno, aczkolwiek jestem zdania, że sposób grania w RPG jaki praktykuje większość erpegowców odegrał ważną rolę w decyzji jaką podjąłem. Pięć powodów, dla których nie gram w RPG. Długi tekst.

1) Zacznijmy od pozytywów, czyli RPG to fragmencik tabletop games

Przede wszystkim, odstawienie RPG i zaangażowanie się w planszówki uświadomiło mnie, jak bardzo zawężałem swoje gamingowe horyzonty, skupiając się głównie na erpegach, jeśli chodzi o tzw. "gry bez prądu" (tabletop games). Ujmę to pozytywniej - pod katem struktury gry, reguł gry i innych rozwiązań, moje głębsze zaangażowanie w board games było uświadomieniem sobie szerszych możliwości jeśli chodzi o sposoby grania. Dopiero niedawno uświadomiłem sobie, jak bardzo RPG jest ubogie (pomijając indie RPG) pod kątem schematów struktury rozgrywki.

Czułem się tak, jakbym przeskoczył postawiony przez siebie erpegowy płot i zobaczył, że jest tyle gier, w które można pograć. Erpegie to nie wszystko. Co będę odczuwać, jeśli mocno zaangażuje się także w karcianki turniejowe, bitewniaki, albo nawet i prawdziwe wargames? Mam nadzieję, że w 2014 roku znowu nie zapomnę o Grenadierze w Warszawie...

2) RPG daje mniej zabawy

Nie muszę wspominać o tym, że samo przygotowanie sesji RPG zajmuje więcej czasu niż choćby rozkładanie planszy, kart i żetonów. Przede wszystkim uważam, że RPG nie dostarcza mi dostatecznej porcji immersji w rozgrywkę, w porównaniu do wielu innych gier tradycyjnych. Co mocniej wpływa na zmysły - widok rozstawionej planszy/kart, czy opisywanie otoczenia i sytuacji przez jednego uczestnika, przy zaledwie kostkach i kartach postaci? Nie bez powodu erpegowcy muszą nadrabiać zdolnościami oratorskimi, aktorskimi oraz literackimi ten "deficyt" wpływający na immersję. Piszę tu o immersji w grze, a nie o immersji w fikcję.

Nawet mierna rozgrywka w planszówkę zapewnia mi jakąkolwiek ilość funu, natomiast mierna sesja RPG powoduje u mnie poczucie straconego czasu. Zauważyłem, że akcja rozgrywki w RPG przebiega dość wolno, mniej się dzieje w rozgrywce. Nie chodzi tu nawet o ilość konfrontacji, co po prostu tempo wykonywanych działań. Każde działanie przeprowadza się w narracji w bardzo wolnym tempie (niezależnie od tego ile jest odgrywania scenek), kiedy to w jednej scenie dojdzie co najwyżej do paru zmian w świecie przedstawionym. Pojedyncza scena w RPG (odpowiednik tury/rundy/kolejki w planszówkach) trwa średnio od 30 do 75 minut. Nawet w Twilight Imperium równie długie tury są ciekawsze.

Poza tym, najczęściej sesja RPG potrzebuje wielu minut, aby rozkręcić się i dostarczać spore ilości zabawy. Pozostałe tabletop games potrafią przywalić wrażeniami już w pierwszej turze i nie spuścić z tonu do samego końca. W przypadku sesji RPG, startowe mocne przyłożenie może nie wystarczyć; dłuższa rozgrywka (4 i więcej godzin) może znacząco się przeciągnąć, zacznie nużyć uczestników. Wszyscy uczestnicy sesji RPG (albo po prostu MG-orator, zależnie od preferencji erpegowych) muszą napocić się, aby koniec rozgrywki wypadł efektownie. Wyzwaniem jest utrzymać równy poziom sesji RPG od początku do jej końca.

Moim skromnym zdaniem:
 - Aby board games było nudne, musi nastąpić zbieg niefortunnych okoliczności: kiepscy gracze, kiepska atmosfera, seryjny brak odważnych bądź ciekawych ruchów, seria dłużyzn i przerw w grze.
  - Aby RPG było nudne, wystarczy którekolwiek z powyższych.

Wolę grać w gry, w których radość z rozgrywki nie jest upragnionym sukcesem, tylko normą. Nawiązując do tekstu "RPG nie istnieje?", mógłbym dodać, że po prostu RPG nie dostarcza mi tyle, co może mi dostarczyć każda dowolna inna forma spędzania czasu.

3) RPG to za dużo człowieka prywatnego w grze

Coraz częściej dochodzę do wniosku, że RPG to forma rozgrywki która sprowadza wszelkie ludzkie oczekiwania, ambicje, kompleksy i inne brudy do skrajności. Eskaluje towarzysko uczestników, przenosi grę do prywatnej percepcji świata u graczy. Najzwyczajniej dostrzegam, że te same towarzystwo namiętnie grające w coś innego, na sesji RPG okazuje się mocno poróżnione. Róznice pomiędzy tym, czy ktoś woli storytell, a kto inny powergaming, nagle okazują się sporymi murami (nie) do przejścia. Do tego dochodzi podświadome personalizowanie swojego poletka w grze (postać gracza) i wrzątek gotowy. Tak jakby erpegowcy mocno spinali się na sesjach RPG, kiedy to godzinę przed sesją byli w pełni wyluzowani. Tak jakby "RPG is a serious business".

Uważam, że na sesji RPG zdecydowanie częściej dochodzi do ujawnienia się negatywnych cech osoby, aniżeli w innych grach tradycyjnych. Podobno definicja "poważnej ambitnej sesji RPG" określa rozgrywkę, do której angażuje się całe wnętrze psychiczne uczestników. Doświadczyłem tego na sobie, kiedy byłem postawiony psychicznie w skrajnych warunkach, poprzez próby wywołania na mnie nieprzyjemnego wrażenia. To była ta magiczna "immersja w RPG", czyli zrywanie róznicy pomiędzy graczem a jego fikcją poprzez wszelkie sztuczki mające mocno wpłynąć na gracza, a nie (tylko) na jego postać. 

W planszówkach tego problemu nie mam, mimo czasem intensywnego angażowania się w rozgrywkę. Męczy mnie to, że w polskim RPG to gracz ma być w pełni zanurzony we fikcji, a nie jego postać. Jeśli w cokolwiek gram (gra video, gra tradycyjna), to siedzę po to, aby w konkretny sposób bawić się i zajmować się fikcją, a nie mieszać ją z rzeczywistością. To co jest w grze ma nie wychodzić poza grę. Stawiam wyraźną granicę pomiędzy swoją osobą prywatną a swoim graniem. Jedynie na sesjach RPG to stawianie granicy przeze mnie było poddawane próbie.

Niestety, RPG "głównego nurtu" zabija różnicę pomiędzy przedstawioną fikcją a rzeczywistością odczuwaną przez uczestników. Sprowadza gracza i jego fikcję pod jeden mianownik. Jednocześnie erpegowcy podkreślają, że "RPG to spotkanie towarzyskie". Tyle że każda forma spędzania czasu z drugim człowiekiem jest spotkaniem towarzyskim. Jeśli ktoś mi powie "gra się dla towarzystwa", to mu odpowiem "z tym samym towarzystwem można zagrać w różne gry". Nie zamierzam angażować swoich doświadczeń z przeszłości ani swoich wad, aby odpowiednio "poprawnie" uczestniczyć podczas rozgrywki. Gry fabularne, nie tędy droga.

4) RPG jako forma zabawy bez ram ją okalających

Męczy mnie to, że wielu erpegowców nie potrafi zrozumieć, że ktoś lubi grać w grę na sesji RPG. Męczy mnie wyjaśnianie, że jest to wykonalne. Grać strukturą, zasadami i regułami gry, starając się wycisnąć z gry to, co proponuje uczestnikom. W Polsce (i zapewne ogólnie w mainstreamie) utarło się, że gry fabularne nie są grami ze swoją treścią i konkretną przygotowana strukturą, ale tym, co prowadzący grę poodgrywa z resztą uczestników. Że RPG to odgrywanie, a nie granie. Że wielu polskich erpegowców nie potrafi sobie wyobrazić tego, że można tworzyć i kształtować fabułę także stosując mechanikę gry.

Albo powiem wprost - grając z innymi w planszówki nie spieram się z nimi o to, że używa się zasad gry, którą się wybrało do wspólnej zabawy. Planszówkowicze po prostu grają zasadami i dobrze się bawią. Jeśli gra nie odpowiada, wybierają inną. Gramy w grę, która odpowiada nam zarówno pod względem tematyki, jak i sposobu grania nią. To takie proste. 

Bagaż pod tytułem "literatura mówiona kontra reguły" nie istnieje poza światem RPG (adaptacja erpegowego folkloru "storytelling kontra mechanika"). Polscy erpegowcy wolą pod pretekstem "otwartości zabawy i kreatywności" wymyślać swoją literaturę zastępować nią zasady gry. Wolą do jednego erpega dokładać całe multum klisz, dość regularnie odrzucając reguły wybranych przez siebie gier. 

Poza tym, irytuje mnie pewna tendencja do uniwersalizacji RPG - tak jakby RPG było tylko jedną grą, a tzw. "system RPG" (podręcznik do gry) był tylko kolejną kliszą, nałożoną na sposób turlania kośćmi. Tak jakby w RPG trzeba było grać w konkretny sposób, a wybór gry jest bez znaczenia. To almanachy i artykuły mają mówić jak erpegować, a nie gry RPG. Systemy mainstreamowe RPG to tak naprawdę jedna i ta sama gra - w ich wszystkich gramy grupką postaci graczy przeżywających przygody i wydarzenia, w całości z góry przygotowane (albo zaimprowizowane) przez osobę prowadzącego grę, który może mieć wywalone na reguły w podręczniku. Warhammer, WoD, Neuroshima, Savage Worlds, D&D 3rd, Call of Cthulhu i wiele innych wydają się być tą samą grą wydana przez róznych wydawców, pod innymi okładkami i kliszami, innymi stosowanymi kośćmi do gry. Nic dziwnego, że popularne są tzw. "mechaniki uniwersalne", które wprost uczą, że zasady są tylko po to, aby nikt nie przyczepił się, że gracze nadal grają w RPG ("przecież turlamy kośćmi"), a rzeczywistej zabawy należy szukać w odgrywaniu scenek.

Tak jakby RPG miało być tylko jedno, takie same. Identyczne pod kątem sposobu grania, różnem pod kątem tego, co Wieszczunio Gry wymyśli, jak gracze odegrają scenki. To jest nudne.

Moim zdaniem, game/system does matter. W każdym innym tabletop games wybór gry ma znaczenie. Po co mam kopać się z RPG, skoro jest wiele innych gier do wyboru? Po co kłócić się z erpegowcami, kiedy reszta miłośników "gier stołowych" gra w to, co wypożyczy z Games Roomu bądź przyniesie z własnej kolekcji? Po co się wykłócać, skoro można grać?

5) RPG jest jak mrówków

Podczas szukania nowych drużyn, erpegowców do wspólnej gry, przez te kilka lat przeszkadzało mi jedno. To, że pod określeniem "erpegowiec" można było znaleźć tyle różnych gamingowo osobistości, że nie byłoby problemem znaleźć dwóch erpegowców, którzy twierdziliby, że ten obok nie jest erpegowcem. Innymi słowy, definicji RPG jest więcej niż grających, więc jeśli ktoś mi powie, że gra w gry fabularne, to nie mam pojęcia jak tak naprawdę gra. A potem okazuje się, że po pierwszej sesji zupełnie rozminąłem się z napotkaną drużyną, która oczywiście twierdzi, że RPG jest tylko takie, w jakie gra od dziecka. 

Wśród planszówkowiczów również znajdą się ludzie o zupełnie różnym podejściu do planszówkowania. Tyle że z jakiegoś powodu nie jest to aż tak widoczne jak w przypadku środowisk erpegowych. Z jednymi ludźmi gra się w eurogry, z innymi w amerithrashe, inni wolą hybrydy tychże, a jeszcze inni preferują gry familijne albo planszowe odpowiedniki gier wojennych. Problem tej różnorodności rozwiązywany jest już na etapie wybrania wspólnej gry. Albo konsensus (częściej wybierane rozwiązanie), albo rozejście się i dołączenie do innych grupek grających.

W poprzedniej części tekstu napisałem o tendencji do ujednolicania gier fabularnych. Połączcie to z eskalacja towarzyską podczas sesji RPG oraz prywatnymi jedynie słusznymi poglądami na RPG u erpegowca. Co nam wychodzi? Potężne "rozcieńczenie" społeczne środowiska erpegowców, będącego w praktyce zbiorem indywiduum z własną jedynie słuszną wizją RPG. Ponieważ gra RPG to osoba erpegowca, dyskusje o definicjach RPG ocierają się o atak na tożsamość erpegowca. Bo wspólna zabawa i dobranie odpowiedniej gry jest mniej ważne od podkreślania, jak się erpeguje i ewentualnie dlaczego erpegie drugiego człowieka nie jest (pełnoprawnym) erpegiem. Bo przecież RPG jest oczywiste i tylko jedno, bo mojsze. 

Bo sesja RPG musi być poważna, więc musi angażować wnętrze prywatne człowieka, a nie tylko i wyłącznie wspólnie tworzoną fikcję. Bo sesję RPG gracz musi CZUĆ, a nie grać - ma odgrywać i wczuć się w postać, a nie grać. RPG to nie tylko hobby, RPG to życiowa pasja i to dosłownie rozumiana. To nie tylko kolekcjonerstwo gier i częste granie, blogowanie, pisanie recenzji, aktywność w środowisku graczy - RPG to styl życia. Styl ponad treścią. 

Mam dosyć tej spiny.

Kilka słów na koniec

W zasadzie to definitywnie nie porzuciłem RPG. Tak naprawdę przestałem aktywnie szukać sesji RPG, osób, drużyn do grania. Niemniej jeśli znajdę/dostanę odpowiadającą mi propozycję, co najmniej zastanowię się nad zagraniem. Jednak będę grać w konkretną grę, a nie w "powszechnie rozumiane RPG". Będę wybredny, nie zamierzam dalej odbijać się od erpegowców dla idei trwania w hobby.

Te wszystkie powody mógłbym ująć we dwóch zdaniach: "Nie gram w RPG, ponieważ oferują mniej możliwości, mniej funu niż pozostałe tabletop games, do tego ciężko znaleźć dobre towarzystwo do erpegów. Sytuacji nie ułatwia fakt, iż nie wiadomo w sumie, czym jest RPG, stąd wynikają problemy z dogadaniem się z erpegowcami". Jeśli spojrzeć na te wszystkie moje argumenty, obecnie RPG wydają mi się najmniej atrakcyjnym rodzajem gry tradycyjnej. Może się mylę, ale jak na razie idea "gry zawierającej multum odniesień do innych gier/zabaw, będącej wszystkim tym co erpegowiec sobie wymarzy" jest słabo realizowana w polskim środowisku RPG.

von Mansfeld

photo credit: by spablab, CC BY 2.0