wtorek, 3 stycznia 2012

Podsumowanie RPGowe roku 2011 - adnotacja

31 grudnia 2011 roku podsumowałem swoją grę w RPG na ubiegłoroczny rok. Postanowiłem jednak napisać pewną adnotację o tym, co i jak właściwie grałem. Uważam, że uprzednio po łebkach potraktowałem sprawę samego grania - tego co w RPG jest najważniejsze. Poniższy styl pisania podsumowań przypadł mi do gustu - tylko wpleść "achievementy", suche statystyki i trochę słów o dodatkowych działalności i wyjdzie konkret.


Żadna kampania czy system RPG nie zdominował mojego grania. Wydaje się że Wolsung (14 sesji do maja 2011 roku plus 5 jednostrzałów w późniejszym czasie), lecz to tylko 19 sesji (mniej niż 1/3 wszystkich rozegranych w tym roku. Prawie całe lato i kawałek jesieni (lipiec - październik, plus początek listopada) grałem w D&D 3.0 u Madalenki - to wciąż tylko 12 sesji, czyli mniej niż 1/5 tegorocznego ogółu. 14 sesji przez Skype (8 w WFRP 1st, 5 w L&L, 1 w SWEPl) to tylko ~7 tygodni grania.

Ekipę do grania zmieniałem trzykrotnie. Najpierw zakończyłem kilkumiesięczną kampanię w Wolsungu (maj 2011), potem odbiłem się od warhammerowej ekipy u Leandry (czerwiec 2011), potem odbiłem się od dziwaków u Madaleny (listopad 2011). Dwukrotnie miałem styczność z "nie-internetowym fandomem" i poczułem zniechęcenie. Chyba prędzej będę czuć satysfakcję z gry z całkowitymi początkującymi, przynajmniej nie nasiąkniętymi w całości polaczkowymi fandomowymi memami i bdzurami.

Co było na tegorocznych sesjach:


13 x Wolsung [Pierwsi Dżentelmeni Urdy] (gracz)
2/3 cyklu kampanijnego rozpoczętego na początku listopada 2010 roku. To była moja najlepsza kampania jako gracz spośród tych granych "na żywo" (czyli odliczając te na Skype - trochę czasu musi upłynąć, zanim z odpowiednim dystansem ocenię jak skype'owe kampanie były dobre) i pierwsza tak długa od 2008 roku. Po drodze dochodziło do pewnych rotacji - przewinęło się ~10 osób) i trzeba było 10 sesji by wyklarować trójkę pewnych graczy. Stałoby się po 5-6 sesjach, gdyby jeden z graczy zmuszony był odejść z drużyny z powodów spraw życiowych... Mimo, że to Wolsung, dochodziło do śmierci BG (dwóch w finale drugiej kampanii, Total Party Kill w ostatniej 18-stej sesji). Dzięki tym sesjom wróciłem do regularnego grania w RPG.


4 x Wolsung [jednostrzały] (gracz)
Dlaczego zbiorczo? W zasadzie to trzy z nich prowadzone były przez mojego kumpla - wszystkie ciekawe i przyzwoite, Nie tak dobre jak wyżej wspomniane kampanie, ale zawsze to coś - jakieś umilenie czasu na konwencie czy na Polterzlocie. Ta czwarta to był nieudany wypadek przy pracy innego MG - dobrze że nadrobił to innymi rozgrywkami (partyjka planszówkowa w Nefariousa oraz w Poza Czasem).


1 x Dungeons & Dragons 4th (gracz)
Wciąż nie jestem pewien, czy to "czyste" 4th, czy Essentials. Konwentowe granie u Zsu-Et-Am'a - plansza, figurki, dungeon, turlanie k20. Postacie gotowe na 10 poziomie, mi przyszło zagrać elfem Krzyżowcem (ach polskie tłumaczenie). Moce ogarniałem, a system jako tako działa jako plądrowanie dungeonów. W ekipie była osoba, która tłumaczyła dla ISY D&D 4.0.


1 x Autorka nieznajomego - wariacja a la "Shadows of the Apt" (gracz)
Z ciekawości warto było zobaczyć, jak mój znajomy siłuje się z mechaniką puli kilku k4. Sama mechanika wyszła nieźle, ale widać, że poza aspektem walki mocno niedorobiona - ciągle dorabiał kolejne rozwiązania, zalatujące wolsungizmami na siłę. Do tego niefortunnie wybrałem postać Ćmy, która okazała się rasy opozycyjnej wobec ras reszty BG oraz otaczającego świata. Jeśli miałbym wracać do tej rozgrywki, to nową postacią.


 4 x Warhammer Fantasy Role Play 2nd (gracz)
Trzy sesje w kampanii u Leandry oraz jednostrzał u innego MG z kilkoma osobami od Leandry. To była dziwna drużyna i ludzie. Nastawieni dla "odgrywanie dla odgrywania", docinki między sobą i nużące bezsensowne rozmowy. Do tego rozszczeniowy MG w stylu "zróbcie ciekawą sesję za mnie", silący się na swoją chaotyczną żywiołowość w jakiejkolwiek swej aktywności na sesjach. A do tego sesje były nudne.

A ten jednostrzał? Skoro MG (jeden z moich kumpli) żalił się po tej sesji mi i komuś innemu, coś musiało być na rzeczy. Trójka graczy (czyli Leandra, dwóch jej followersów) umyślnie olewali starania MG o współpracę na płaszczyźnie (meta)gry, umyślnie olali sugestie MG co do charakteru jednostrzału (zadeklarowane przed sesją, by stworzyć postacie związane jakkolwiek z rzeką - zamiast tego zrobili typowo miejską hulaczą zgraję która Reiku na własne oczy nie widziała), umyślnie olewali to, co MG mówił do nich na sesji. Jakby grali we własną grę, jakieś "larpowanie".


2 x Wolsung (MG)
To był jeden scenariusz: wpierw testowany ("czy w ogóle nadaję się do prowadzenia sesji RPG, czy nadaję się do Wolsunga?"), a później rozegrany na konwencie. Jak na marny scenariusz, sesja testowa wypadła nieźle, a druga - przyzwoicie.


12 x Dungeons & Dragons 3.0 (gracz)
Sesje u Madaleny. A raczej materiał na almanachy pt.: "Jak zniechęcić do D&D 3rd", "Przykłady grania PvP", "Jak nie tworzyć drużyny na sesjach RPG", "Jak wypalić się w RPG", "Zbiór memów fandomowych", "Jak z rozgrywki o h'n's zrobić opowieść grozy", "Zew Cthulhu w D&D". Z prowadzącą grę dało się jeszcze dogadać - przynajmniej bez rzucania wyzwiskami w prywatnych rozmowach. Natomiast część graczy z ekipy Madaleny uznaję za koronne przykłady polskiego fandomowego skansenu RPG. Ludzie jeszcze gorsi niż ci od Leandry - nawet podyskutować nie dało się.

Po tych sesjach odechciało mi się D&D czy choćby trzeciej edycji - zrozumiałem, że nie bez powodu edycja 3.5 jest "edycją poprawioną". O dziwo była stosowana pełna mechanika - w tym z absurdami w ciężarami broni. Chyba niepotrzebnie zmarnowałem na nich pomysł na granie zwadźcą, a później kapłanem-egzorcystą Pelora. Może byłbym jeszcze skłonny zagrać z Madaleną i niektórymi członkami jej ekipy - w ich roli jako gracz - ale nigdy nie zagram w sesji prowadzonej przez Madalenę. Chyba że "dla śmiechu" w ZC by zobaczyć, jak ona prowadzi ten system RPG.


2 x Savage Worlds (gracz)
To dwa osobne jednostrzały z rózną ekipą, z różnym miejscem do gry (pierwszy - zacisze domku na Polterzlocie, drugi - Skype na SwordPlay 5.0), ale ten sam MG i uniwersum - Planetourist biorący na warsztat Evernight'a. Pierwsza sesja wypadła wyśmienicie: humorystyczna sesja z quentinowego scenariusza Plane'a. Druga sesja wypadła przeciętnie, ale nie było ewidentnych zgrzytów. Ot, kulturalnie zrezygnowałem z dalszego uczestnictwa, gdyż chciałem konstruktywniej przeznaczać swój czas wolny.


1 x Cold City (gracz)
Jednostrzał na jakimś niszowym konwenciku (Międzymiastowy Dzień Fantasyki?) organizowanym przez Avangardę. Niezła sesja, acz mogłem lepiej przyłożyć się do grania wybraną przez siebie postacią niemieckiego lekarza chcącego odkupić błędy swoich kolegów po fachu z IIWŚ - postacie były gotowe, tylko je wybieraliśmy. Chętnie rozegrałbym kolejną sesję w tym systemie RPG.


1 x Poza Czasem (gracz)
Tworzenie (w tym losowanie klanów i tym podobne) postaci trochę trwało, nie był to jednak czas stracony. Sesja wyszła przyzwoicie, było to klasyczne przybycie do jakiegoś zadupia z Wielkim Złem w tyle. Grałem "Angolem" (tłumacząc z irlandzkiego imię mojej postaci), bardem-wojownikiem, a mojemu BG towarzyszył typowy woj z toporem i lepszą zbroja. W zasadzie to nie mam zastrzeżeń do samego systemu RPG (choć pachnie polskim fandomem) - tyle że same moce naszych Wybrańców rzadko kiedy były stosowane - kto wie, może gdyby rozwinąć postacie, to po kilku sesjach byłoby tych mocy na tyle dużo, by było z czego wybierać?


8 x Warhammer Fantasy Role Play 1st (gracz)
Zaskoczyło mnie to, jak można grać w WFRP - wcześniej uparcie twierdziłem, że obie edycje to "heroic fantasy z elementami dark" - teraz uważam, że pierwsza edycja to "fantasy sandbox z elemantami heroic i grotesque". Jak na razie jedyny kandydat który może potencjalnie zdetronizować "Pierwszych Dżentelmenów Urdy" w Wolsunga z pozycji "najlepszy rozegrany cykl kampanijny w tym roku". Po części zawdzięczam to dobrej ekipie: Filipowi, Łukaszowi, Kamilowi i Kubie; doliczyć honorowo można Wojtka. Sesje nie schodziły z poziomu "przyzwoite" - a często były lepsze. Nie było żadnych stricte "kampanii", a raczej etapy "eksploracji" danego miasta.

Szkoda tylko, że to raczej system "na jeden raz": w zasadzie grałbym tak samo, gdyby rozpocząc nową "kampanię" - stąd średnio widzę sens rozpoczynania takowej. Jeśli miałbym wracać do WFRP 1st, to raczej do obecnie kończonej rozgrywki.


5 x Labyrinths & Lycanthropes (gracz/MG-rotujący)
Zobaczyłem system który do prostych, radosnych dungeonów nadaje się lepiej niż D&D 3.0 - przynajmniej jeśli to nie mają być epickie, radosne dungeony. Przynajmniej L&L nie zawęża dungeonu do quasi-średniowiecznych fantaziakowych norm - rozegrałem coś pomiędzy "Return to Castle Wolfenstein" a "Sucker Punch". Poprowadziłem także swój labirynt (jeszcze niedokończony) - jak na razie L&L jest systemem który najłatwiej mi się prowadziło. Uważam "Labirynty" za swoje odkrycie 2011 tego roku - Wolsung był moim odkryciem roku 2010. Z chęcią pograłbym w innym związku tematycznym w ten system RPG.

4 komentarze:

  1. TPK = Total Party Kill.
    Dalsza część notki jest podobnie żenująca jak nieprawidłowe rozszyfrowanie skrótu na jej początku.

    OdpowiedzUsuń
  2. @Niewidzialnawarszawa

    Znaczenie skrótu poprawiłem.

    Cóż, kto co lubi. W końcu piszę o tym w co gram, prawda? :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Strasznie mi z tego powodu wszystko jedno...

    OdpowiedzUsuń
  4. A mi się osobiście tekst bardzo podoba. Napiszę teraz trochę nie na temat. Ostatnio w naszej RPGowej społeczności dostrzegam coś na miano nowotworu, który trawi coraz to większe rzesze graczy(i mistrzów) - mowa tu o skakaniu ze skrajności w skrajność. Gracze dzielą się na dwa obozy - tych lubiących grać z mechaniką i tych którzy gardzą nią. Zastanawiający jest dzisiejsza moda na "jechanie" po ludziach preferujących odgrywanie postaci z pomocą mechaniki przez "Storytellingowców". A podobno Ci drudzy są bardziej dojrzali. Chętnie bym na Polterze napisał artykuł o tym jak grać w D&D przy pełnym użyciu mechaniki, ale w sposób przystępny dla obu stron. Już to wiele razy przerabiałem, mistrzuję całe eRPeGowe życie i udało mi się połączyć w D&D mechanikę ze storytellingiem - powiem więcej w D&D 4.0 wygląda to nawet lepiej, a i gra sama w sobie ma więcej emocji niż mistrzowsko prowadzony storytelling.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.