Nie raz pisałem na blogu iż zdarzyło mi się zagrać kobiecym Bohaterem Gracza. W sumie to grałem czterokrotnie. Za każdym razem odczuwałem spory dystans do prowadzonej protagonistki, praktycznie nie utożsamiałem się z tamtymi Bohaterkami Gracza.
Spostrzegłem iż w mijającym roku właściwie to nie przywiązywałem się do jakiejkolwiek granej przeze mnie postaci (nawet do 38 sesji w Pathfindera z elfim alchemikiem Ilmarim, któremu co najwyżej dorabiałem własną posiadłość z pracownią alchemiczną). Jedynym słabym wyjątkiem jest mag Florian Hieronymus Anhalt (Mage: the Ascension), jako Euthanatos z Niemiec, aspirant do zawodu lekarza - ta postać w niektórych miejsach ma światopogląd zgodny z moim.
Piszę tę notkę blogową głównie dlatego, albowiem o ile poprzednie trzy próby zagrania postacią kobiecą to były rozgrywki przez wirtualny stół z komunikatorem internetowyn, to bieżące czwarte podejście jest kampanią "twarzą w twarz" przy fizycznie istniejącym stole. W tym przypadku, odczuwam nie tylko jeszcze większy dystans: przede wszystkim blokadę z zaangazowaniem się i "wejściem w postać" (immersja!).