niedziela, 3 kwietnia 2011

Wolsung na służbie #15 - Inwazja na zachód

Dzisiaj odbyła się kolejna (szesnasta z rzędu) niedzielna sesja w Wolsunga, tym razem rozpoczęcie trzeciej kampanii. Tym razem opuszczono zgniłoalfheimskie progi, a zawitano na Dziki Zachód. Bohaterów było trzech, a kilka spraw organizacyjnych opóźniło sesję o pół godziny. Przebadanie nowych postaci przez Mistrza Gry, i tak dalej...Koniec końców, po raz pierwszy w tym cyklu rozgrywek nie było Eksploratora, jednocześnie pojawił się niziołek. W praktyce, zatrzęsienie niziołków.

Główni uczestnicy:
Laveris de Navarro: Miguel Guillermo Bolivar de Melilla (człowiek, Koriolczyk, Ryzykant/Dziennikarz)
Cooperator Veritatis: Kinnon Cathal (niziołek-leprechaun, Avalończyk, Salonowiec/Oficer) + 5 sojuszników (4 niziołki, 1 ogr)
Michał Bez Nicka: Friedrich Dachmann (człowiek, Wotańczyk, Śledczy/Naukowiec)

Pierwszą sceną był pontyfikalno-eddyczny pogrzeb w Innsport, w którym pochowano poległych "Maciejów" w walce z Królową Fae: Mathiasa Bernharda von Wertha oraz Matthiasa Arbolstena. Tam "zakonspirowany" Avalończyk w zielonym kubraku wmieszał się pomiędzy gości, a koriolski reporter "Marca Leon" zaciekawiony tak nietypową ceremonią pożegnalną przybył na miejsce. Przez charakterystyczny przypadek wszyscy BG zapoznali się. Podczas bankietu, kilku alfheimskich elfów miało coś za złe Kinnonowi za jego kolorowy strój, lecz ten wyperswadował, że w Avalonie "tak się czci cześć zmarłych". Koniec końców, dwójka nowych Dżentelmenów miała wspólny cel dotarcia do Ligi Wolnych Hrabstw, a siłą rozpędu i Dachmann tamtędy pojechał, pozbawiony pracodawcy po walce z Cthulhaną. Całość sceny urozmaiciły listy z trzech partii politycznych LWH mające przekonać bohaterów do współpracy.

Podróż pociągiem do Los Santos przebiegałaby spokojnie przez cały czas, gdyby nie napad Windian. Strzelali z łuku, na wierzchowcach gonili "żelaznego konia". Bohaterowie przekonali maszynistę do zatrzymania taboru kolejowego i wywiesili białą flagę na znak chęci do pertraktacji z czerwonoskórymi orkami. Rozpoczęło się przekonywanie Windian, by ci nie "zabrali złota". Autochtoni nie mieli dużych szans z Dżentelmenami [Parostatkowi Gry udało się ugrać trzy rundy dyskusji]. Podrzędni Windianie szybko zajęli się swoimi wierzchowcami (spłoszonymi przez dziwny splot okoliczności) Szaman dał się przekonać do pozowania do zdjęcia przez Miguela, zaś wódz został zagięty retorycznie przez Kinnona. Bohaterowie postanowili wyruszyć wraz z Klanem Czerwonej Pięści do ich siedziby, by sprawdzić co u Windian jest (naturalnych wrogów Alfheimu); przewodnik Tańczący z Drzewami zaprowadził pieszo BG.

Friedrich na swoim parocyklu szybko dostał się do wioski tambylców, a tam zaliczył niezapowiedzianą audiencję u Wielkiego Szamana, który zwiedził Wanadię. Był nim Wirtz "Furiat" [niegdyś Dżentelmen na sesjach] w garniturze, który do naukowca przemówił po wotańsku... Wotańczyk spędził noc u czerwonoskórych, zaś następnego dnia cała drużyna (11 osób, licząc sojuszników i kontakty) zebrała się i pomówiła z Wielkim Szamanem o sytuacji jego klanu. Dżentelmeni dowiedzieli się o trzech klanach zaprzyjaźnionych (Sępa, Konia, Orlej Czaszki) oraz izolującym się Klanie Zielonej Włóczni. Avalończyk zaproponował dozbrojenie dzikich orków z funduszy grupy, co pozwoliło bez większych strat finansowych BG na zasponsorowanie kilku karabinów i "pestek". Na koniec okazało się, że w napadanym pociągu przewożono westryjskie złoto, prawdopodobnie do wzmocnienia którejść z partii w LWH (Liga Obywatelska, Porządek i Sprawiedliwość, Wolne Stronnictwo Ludowe).

Dżentelmeni przyjechali drezyną do Los Santos. Cała podróż z Innsport oraz epizod u Windian trwał cztery dni. Rozejrzeli się po tym, czy są jakieś banki w pobliżu. Ich pierwszą lokacją był jednak saloon przy banku Webster&Webster. Tam BG zagadali karczmarza, a ten podał kilka informacji (głównie o tym, że partie w Los Santos to de facto gangi, które podzieliły miasto między siebie). Po niekrótkiej pogawędce z gospodarzem przybytku, Kinnon ograł w karty grupę niziołków. Stoły poszły w ruch.

Do niziołków dołączył masywny ogr oraz przybłąkany rewolwerowiec. Pianista z niepokojem grał, kiedy kule świstały nad stołami i pianinem. Popleczniki ogranego karła szybko zmywali się od kul pistoletu Dachmanna oraz ukm'a Cathana, a zamach pałaszem de Melilla trochę w tym pomógł. Po drodze jedna ze ścian zawaliła się od zderzenia z dyliżansem, a pianino ogarnął płomień z rozbitej lampy naftowej. Nie przeszkodziło to rąbać, rzucać meblami oraz strzelać. Niziołkowi udało się przekupić pomocników Avalończyka, choć trwało to dobre kilka chwil. Wkrótce jednak i błędny rewolwerowiec musiał wycofac się, a pozostali dwaj sprawcy zamieszania powoli słabli. Ogr przez całe starcie podejmował bezskuteczne próby powstania i rzucenia się do ataku, jednak ogień zaporowy Kinnona zapobiegał temu. W końcu Uśmiech Losu wejrzał na Koriolczyka. W pędzie poturbował bronią białą olbrzyma, który wpadł na szafę pełną alkoholi. Potem potykając się podczas wykonywania uniku, nagle tajniacy Ligi Obywatelskiej wzięli przeciwnika w wór i zanieśli poza saloon. Miguel zafechtował wrogiego karła aż za tawernę, sprawiając że ten wpadł do brudnej wody w korycie.

Po zadymie, większość saloonu było splądrowane, a pianino doszczętnie spalone. Mimo że Avalończyk z Koriolczykiem wyłożyli pieniądze zarobione na kartach w ramach odszkodowania, trolli karczmarz nie chciał już więcej widzieć Dżentelmenów...

---------------

Wejście do trzeciej kampanii trwało 3,5 godziny, a odbyły się tylko dwie konfrontacje. Miałem w drugiej konfrontacji niesamowitego farta w kościach: nie dość że figury i asy same mi wchodziły do rąk, to ostatni pobór kart był w postaci dwóch Jokerów (jednego Miguel miał już wcześniej). Ten fart pozwolił na skuteczną walkę bez konieczności uzyskiwania przerzutów... Patent z pianinem (6 znaczników odporności, gdy komuś nie wyjdzie atak, 50% szans na trafienie pianina) urozmaicił rozgrywkę. Sesję zaliczam do udanych mimo, że w jej środku (rozmowa z Wirtzem) lekko zanudziłem się.

Nie podołałem w odgrywaniu nowej postaci tak jak planowałem, lecz aż tak źle w moim wykonaniu nie wyszło. 5 PD za sesję jednak jest. I tak mam w zwyczaju, iż potrzebuję minimum 2-3 sesji na rozkręcenie się dowolną nową postacią.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.