środa, 26 października 2011

Eksploracja Północy w Greyhawk #11 - D&D 3.0

"Miło" jest usłyszeć między sesjami, że drużynka zaciukała moją postać, bo "nie była już kompanem". Cóż, bywa, w sumie podjęli za mnie wybór, czy nadal grać postać z gorszymi klątwami od reszty drużyny (i znienawidzoną przez grupę z powodu wpadki z listem), czy zdecydować się na nową postać. Zawsze chciałem wypróbować pomysł na grę kimś wyspecjalizowanym w odpędzaniu nieumarłych. Wyszła sztampa, jak na razie nie jest zbyt przerysowana w świecie sesji.

W ósemkę graczy i prowadzącego grę nigdy nie grałem. Z powodu ataków psa gospodarza na jedną z osób, cała dziewiątka zmieściła się w pokoiku Mistrzyni Gry niczym w Fiacie 126p. Przynajmniej w samej sesji nic się nie rozlazło, acz poza pierwszym scenami fabułą rozgrywki było załatwianie spraw w mieście...

Bohaterowie Graczy:
Amara, człowiek, Tropiciel 5
Hank, człowiek, Łotrzyk 6
Eldon, niziołek, Barbarzyńca 4
Igła, człowiek, Barbarzyńca 4
Jorus Griffin, człowiek, Czarodziej 6
Khel-darin, krasnolud, Wojownik 4
Robur, półelf, Druid 4

Valteri Launo, człowiek, Kapłan Pelora 4

***

Gobliny dla każdego

Kiedy reszta drużyny błądziła w kółko w pomieszczeniu w poszukiwaniu straconego czasu, Igła i Khel'darin przedsięwzieli się i zastanowili się, co zrobić z nieboszczykiem Argiderem. Nie zastanawiali się długo i podzielili się jego ekwipunkiem: ork wziął rapier oraz cały magiczny plecak, zaś krasnolud resztę. A było w czym wybierać: nie licząc krótkiego miecza od Lorda Praatora, cały ekwipunek wart był około 10 tysięcy sztuk złota. Obaj postanowili, że wyjdą na zwiad, czyli ze świątynii ukrytej w jaskinii.

Niziołek Eldon uciekał przez śniegi i knieje przed hordą goblinów. Po wyjściu z jaskinii Igła zauważył jakiegoś "goblina" uciekającego przed resztą goblinów. Khel'darin poprawił obserwacją, że to jakiś niegobliński pokurcz. Dwóch mężów z żeleżcami popędziło ku piętnastce goblinów z przodu. W pierwszych sekundach szarży dwóch goblinów zostało przeciętych w pionie na pół. Byłoby równie wesoło dalej, gdyby nie to, że goblińscy łucznicy celni byli jak nigdy i robili z trzech bohaterów (Eldon podbiegł pod bramy świątynne i stamtąd szył z krótkiego łuku) igielniki na strzały. 

Valteri miał za zadanie dostarczyć swojemu przeorowi magiczną wodę ze źródełka nieopodal Silversky. Najprawdopodobniej nie napisałbym nic o tym kapłanie, gdyby nie to że natrafił na wejście do jaskinii tuż obok tryskającego zjawiska. Peloryta wetknął słoneczny pręcik na swój szyszak i podążył za podziemnym szlakiem, Mijał korytarze i cele, najprawdopodobniej goblińskie. Kiedy zbliżył się do drzwi na końcu drogi, usłyszał niegoblińskie głosy zza nich. Zawołał donośnie. Po kilku wymienionych zdaniach pomiędzy drzwi nawiazało się spotkanie pomiędzy Roburem a kapłanem.

Trzech bohaterów cięło i cięło gobliny, acz Eldonowi strzelanie średnio wychodziło. Głównym zagrożeniem dla nich były czarnoupierzone strzały, gdyż w mniej niż pół minuty wybili połowę przedniej grupy przeciwników. Rozmowy reszty bohaterów z nowym przybyszem zajmowały tak długo, że druid zdążył wzmocnić się czarami i wybiec z progu świątynii. Trochę późno: Robur dostrzegł, że gobliny wycofują się, a na odchodne Igła i Khel'darin wykonują ostatnie szarże.

Od ciemności do światła.

Valteri zaprowadził całą napotkaną drużynę przez odkryte przejście do Silversky. Podróż trwała pół godziny, mimo chłodu i śniegu. Sześciu z ósemki było jednak wykutych w arktycznym mrozie lodowcowego pustkowia, więc powrót do znajomych terenów wydał im się powrotem do normalnych warunków.

Najpierw drużyna zwiedziła karczmę, by najeść się czegoś mniej monotonnego niż zmrożone racje żywnościowe. Postacie grzały się przez dwie godziny, w międzyczasie Igła i Jorus dywagowali nad treścią magicznego plecaka, a inni szukali znajomych twarzy.

Później nastąpiła pora na miastową "świątynię", czyli placówkę poświęconą Pelorowi. Drużynowy Peloryta zaprowadził siódemkę BG i przedstawił przeorowi Lukardowi. Wywiązała się rozmowa, choćby o "splugawionym przedmiocie" (sztylecie przywiązanym do buta Hanka), a właściwym jej tematem była kwestia uzdrowienia bohaterów. Cennik wisiał w widocznym miejscu świątyni, a interesanci mieli przybyć wieczorem z odpowiednią należnoścą.

W pogoni za utraconą sprawnością.

Valteri zajął się czytaniem ksiąg o strukturze Planów Wewnętrznych, kiedy drużyna rozpoczęła zbiórkę pieniędzy na zdjęcie klątw na niej ciążących. (Uznałem, że mój kapłan nie ma nic co do kwestii rozdziału "łupów" przez tamtą drużynę, poza tym będę mieć uzasadnienie do rozwoju takich a nie innych rang umiejętności przy awansie).

Pierwszym miejscem była faktoria gnomów, która niegdyś założyła miasto Silversky. Była to pierwsza scena, w której bohaterowie dali się oskubać [zwyczajowo w takich miejscach] z transakcji na cennych magicznych przedmiotach, mimo prób negocjacji. Jorus zdołał jednak zebrać wystarczająco sporo pieniędzy, by wyleczyć z siebie klątwę i przywrócić utracony poziom... Drugim miejscem był targ okolicznych barbarzyńców, czyli miejsce gdzie bohaterowie mogli sprzedać oręż, zbroje i drobnostki. Trzecim było złożenie wizyty u gnoma-alchemika w pobliskiej wieży w celu wytargowania za resztę przedmiotów. Spośród okolicznych ksiąg Jorus dostrzegł "swoją" zaginioną księgę czarów, zaś Hank zauważył wetknięty w nie portret przedstawiajacy Oswalda, który przyczynił się do zabicia giganta Tadiusa 500 lat temu.

Wieczorową porą, na spotkaniu z prior Lukardem do kolejnych ustaleń doszedł weksel za magiczny rapier od Igły, oraz misja do wykonania. Khel'darin wspomniał coś o możliwej przysługze, a przeor wspomniał o tym, że można dołączyć się do zadania Valteri'ego za dwa dni, czyli przeniesienia ksiąg do większej świątynii Pelora cztery dni drogi stąd. 

Tego wieczora Jorus i Hank zostali wyleczeni (nie całkiem, z powodu przypadkowego zadźgania się przeklętym sztyletem, Hank w międzyczasie nabawił się negatywnego poziomu) - bo staruszek miał tylko dwie możliwości do dyspozycji, zaś reszta zostanie wyleczona w dniach następnych. Poza tym, Robur miał do wykonania obiecaną gnomowi robotę odpędzenia szczurów z jego pracowni, zaś Jorus miał pogadać z tym alchemikem w sprawie odpowiedniej księgi z czarami...

***
 
Jak na ośmiu graczy i 3 godziny, sesja nie wypadła źle (przynajmniej - zdecydowanie lepiej niż ostatnia). Okazji do zdobyca PD było niewiele, a prawdopodobne jest to, że ja dostałem ich najwięcej (nie licząc trzech BG walczących z goblinami) m.in.: za rozpoczęcie swojego udziału sesji kilkoma kapłańskimi wstawkami. Sesja była prologiem do przyszłej kampanii - a kto wie - może pretekstem fabularnym do tego, by moja postać stała się Egzorcystą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.