piątek, 9 sierpnia 2013

BoardNoob #2 - Rzut czterema kośćmi

Trochę o tym, jak gry w które grało się kiedyś i uważało się je za świetne, dziś tracą trochę z blasku. Niedawno miałem okazję odświeżyć sobie parę tytułów planszówek. Arkham Horror, Smallworld, Race for the Galaxy. Każda z tych ostatnich rozgrywek dała mi trochę radości, lecz została odarta otoczka z tych gier.

Tekst o "demitologizacji" wrażeń z grania w dane gry, a właściwie o tym, jak oceniam wybrane gry po nabraniu do nich dystansu. W dużym skrócie - gry nie tak dobre, jak się o nich dobrze myślało. A w przypadku RftG - "tę grę można zrozumieć i ogarnąć".

Rzut czterema kośćmi

Po dwóch latach przerwy od tytułu, parę tygodni temu dwukrotnie odświeżyłem sobie Arkham Horror. Przed pierwszą (świeżą) rozgrywką musiałem przypomnieć sobie zasady od A do Z, ponieważ umówiłem się na grę z ludźmi nie znającymi tego tytułu. Instrukcja okazała się tak strasznie napisana, jakby prezentowała grę bardziej skomplikowaną od Twilight Imperium 3rd (co częściowo nie jest zgodne z rzeczywistością). Podczas pierwszej rozgrywki popełnialiśmy kilka błędów związanymi z jakimiś szczególnymi regułami, do tego tak naprawdę dopiero w tamtej rozgrywce uświadomiłem sobie pełen mechanizm rozgrywki w AH.

Widzicie, wcześniej znałem z grubsza mechanikę AH, na poziomie grania postacią. Ale nigdy nie zapamiętałem w 100% całej struktury kolejki, ani rzadziej używanych zasad. Grałem z marną swiadomością zasad AH.

Gra okazała się bardzo schematyczna, mimo swojej legendarnej losowości (np.: 14 kości nie dało choćby jednego sukcesu, bez Klątwy). Każda rozgrywka wygląda bardzo podobnie, raz się pieczętuje sześć bram, raz stara się ileś tam zamknąć, zgarnąć trofea i nie dopuścić do otwarcia się jakiejkolwiek dodatkowej. A raz trzeba niestety walczyć z Przedwiecznym. Wydaje mi się, że losowy wybór bohaterów oraz losowanie sprzętu praktycznie nic nie zmienia w grze. Fajnie się gra w tę grę, ale rzeczywiście można się znudzić Arkham Horror po kilku rozgrywkach pod rząd...

Z innej strony, od dawna rzut czterema kostkami sześciościennymi nie dostarczył mi tyle emocji na sam koniec. Chodziło o to, aby zsynchronizować zamykanie bram i akurat każdy rzucał czterema kostkami na zamknięcie swojej. Gdyby mój ostatni rzut się nie udał...

Inne gry

Tydzień temu zagrałem w Smallworld, ostatni raz grałem 2,5 roku temu. Wydawało się, że z moją taktyką grania w Smallworld da się ugrać przynajmniej drugie miejsce. A jednak nie, 89 punktów nie wystarczyło, aby we trzech nie być tym ostatnim (drugie - 96 pkt, pierwsze 110+). Inna sprawa, ze rzeczywiście jakoś nie wybierałem superzestawów ras...

Ta gra okazała się nie taka fajna, jak ją sobie wyobrażałem. Tak fajnym nie jest to, że po prostu jeden gracz się rozkłada i ewentualnie komuś skubie żetoniki ras. I tak w kółko, przez 8-9 tur. Nadal lubię tę grę, ale w porównaniu do wielu tytułów w jakie zagrałem w tym roku, Smallworld wydaje się trochę mało imponujący. Ta gra generuje niedużo emocji.

Parę miesięcy temu zagrałem w Race for the Galaxy. Wcześniej grałem trzy lata temu, dwie partyjki, kompletnie bez zrozumienia tej gry. Nikt tej gry mi nie wyjaśnił, instrukcja jako suchy zbiór znaczków wiele nie mówi. Ta trzecia rozgrywka również okazałaby się klapą, gdyby nie pomoc jednego z planszówkowiczów. Nagle coś zajarzyłem w RftG - to, ze trzeba albo iść w konsumpcję, albo w najwięcej punktów na usprawnieniach. Albo jedno i drugie. Generalnie to, że trzeba krok po kroku jakoś punktować i konsekwentnie iść konkretną strategią, wykładać karty działań w odpowiedniej kolejności.

Chętnie zagrałbym raz jeszcze w RftG - choćby po to, aby przekonać się ile zostało mi w głowie po tamtym instruktażu.

Co w przyszłości?

Trochę gier czeka na moją "demitologizację". Glównie Through the Ages (grałem to na ZjAvie 2010) oraz Sid Meyer's Civilization: Board Game (grałem w to na jakimś tam Rzucie Kostką, w 2011 roku). W zasadzie mógłby do tego grona dodać Carcassonne, ostatnio w to grałem na początku 2012 roku. Reszty gier albo nie pamiętam, albo nazw nie pamiętam. 

Pod temat tej notki łapie się także Battlestar Galactica. O tej grze pisałem nie tak dawno, z tym że ta gra wybroniła się w moich oczach, a nawet zyskała pewne uznanie.

von Mansfeld

Zdjęcie pochodzi ze źródeł własnych autora.

3 komentarze:

  1. Arkham Horror kupiłem lata temu z nadzieją na wiele niezapomnianych rozgrywek... Po kilku spotkaniach doszliśmy do tego samego wniosku co i Ty - gra jest niezła, ale nie można w nią grać zbyt często, bo się zaczyna po prostu nudzić. W tej chwili grywamy w nią pewnie raz na rok. I znowu mamy z tego kupę przyjemności.

    Z Carcassonne jest w sumie podobnie, z drugiej strony to dobra gra na popołudnie ze znajomymi, taka żeby nie przeciążyć się po syty obiadku :) Podobnie zresztą używamy kolejki.

    A próbowałeś Agricolę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grałem. Pierwsze rozgrywki były spoko, później gra mnie trochę znużyła raczej tym, że nie łapię kiedy trzeba rozbudowywać rodzinę, stąd potem w ostatnich rundach przegrywam grę (słyszałem, że trzeba ją rozbudowywać kiedy tylko się da, za wszelką cenę).

      Usuń
    2. Dokładnie tak, w podstawce o zwycięstwie najbardziej chyba decyduje prędkość rozbudowy rodziny. I nas w pewnym momencie też zaczęło to nużyć. Ale poradzono sobie z tym problemem - jest dodatek "Torfowisko" który mocno rozbudowuje zasady gry, dzięki czemu rozbudowa rodziny nie wpływa już tak bardzo na samo zwycięstwo.

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.