wtorek, 2 października 2012

Miesiąc grania - Wrzesień '12

Dice, fot. James Bowe, licencja CC BY 2.0
Comiesięczne podsumowanie tego, w co udało mi się zagrać w danym miesiącu. Tegoroczny wrzesień okazał się naspodziewanie dobry, mimo że od lipca nie udaje mi się regularnie rozgrywać sesji RPG (drużyna od Maga: Wstąpienie praktycznie nie funkcjonuje od lipca, poza jedną sierpniową sesją). We wrześniu Roku Apokaliptycznego udało mi się zahaczyć o festiwal gier Kocioł (29-30 września), a nawet coś pomistrzować. 

Ogółem - trzy sesje, z czego jedna poprowadzona przeze mnie. Odnoszę wrażenie, że przedstawione relacje z dwóch sesji to w praktyce "połowa potencjalnej relacji z Kotła 2012".

Zacznę niechronologicznie, od Kotła 2012. Pierwsza z omawianych sesji to sesja w Głębię Przestrzeni, zorganizowana przez samego autora gry. Sesja wypadła przyzwoicie, dwie osoby zupełnie zielone w RPG poradziły sobie co najmniej dobrze. Szkoda tylko, że moja postać (jedna z czterech przygotowanych przez MG, Przestrzeniec z wieloma umiejętnościami socjalnymi) miała wiele nieprzydatnych do tej konkretnej sesji umiejętności i innych parametrów. Ogólnie, mechanika Głębii Przestrzeni wygląda całkiem znośnie jak na przeróbkę cWoD, aczkolwiek nie było symulacji walk kosmicznych. Sama sesja rozgrywała się w podziemnym mieście Azazel na planecie Lucyfer, zaczęła się od nawiązania wątku rodziców jednego z BG oraz napadu na kawiarnię hotelową, skończyła się na szczęśliwym przetrwaniu katastrofy w tunelu technicznym metra. 

Druga z sesji na Kotle 2012 to poprowadzona przeze mnie, w Wolsungu. Poprowadzona z miejsca ("na łapankę"), bez przygotowania, bo byli chętni do Wolsunga. Zrealizowałem prosty pomysł na sesję, prostą jak budowa kija intrygę, czyli "El Commandante chce w końcu pozbyć się Windian, więc przy okazji eliminuje swojego głównego konkurenta (komisarza bezpieki) i zrzucić odpowiedzialność za zabójstwo na Windian". Sesja się jak najbardziej udała. Uważam, że dobrze poradziłem sobie z sesją w obliczu całkowitego nieprzygotowania. I to mimo, że czas (Kocioł zamykany o 20-stej) gonił i rozegraliśmy jedynie dwie godziny bez żadnych konfrontacji. Niemniej, fabularnie sesja została domknięta. Ogólnie spostrzegłem, że jeśli nie skraca się na siłę scen "nie-konfrontacji" w Wolsungu, średnio do dwóch godzin może trwać czas przeznaczony na co innego niż konfrontacje, na sesję. Oczywiście zakładając, że przeciętna sesja w Wolsungu trwa ~3,5 h. 

Trzecia z omawianych sesji to sesja w Pathfindera RPG, z 2 września. Sesja nienajgorsza, zagrałem swoim elfim Alchemist 7 (samozwańczy magister "prawdziwej alchemii", kolekcjoner i badacz rzadkich substancji oraz błyskotek, pracujący nad Prawdziwym Mutagenem). Szkoda tylko, że bez ciągu dalszego.

Osobiście, mam nadzieję, że w październiku uda mi się zacząć regularnie grać. Za to spędzony czas na Kotle 2012 dał mi pewien pomysł na prelekcję erpegową oraz to, że może jednak poprowadzę na ZjAvie 4 jakąś sesję w Wolsunga (najprawdopodobniej dopracowany wariant przygody z sesji na Kotle).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.