środa, 13 sierpnia 2014

Osiem lat erpegowania

Osiem lat grania w RPG. Niby nic specjalnego (nie jest to wiele lat porównując do znajomych erpegowców), to jednak jest jakiś czas spędzony na ogrywanie się w ten rodzaj gier stołowych. Przyznam że dłużej gram jedynie w gry komputerowe, we współczesne planszówki zacząłem grać (i to niekoniecznie regularnie) jakieś 4,5 roku temu...

Tekst ten odwołuje się do starego wpisu blogowego, opisującego w zasadzie całe moje dotychczasowe granie w gry fabularne. Osiem lat temu rozegrałem swoją pierwszą sesję. Cztery lata temu rozegrałem ostatnią sesję wchodzącej w skład mojej dłuższej posuchy erpegowej (trwającej 22 miesiące). Punktem odniesienia jest właśnie ta druga czteroletnia połowa mojego erpegowania. Będę porównywać pierwsze "cztery lata" z drugimi.

Według podlinkowanej notki, do końca roku 2010 rozegrałem 44 sesje. Odejmując sześć w Wolsunga (rozegrane pod koniec 2010 roku) i dodając kilka sesji o których sobie przypomniałem (w tym pierwsza w Oko Yrrhedesa, a tych w dedeki rozegrałem jednak o sześć więcej), ostatecznie jest to 47 sesji przez pierwsze 48 miesięcy. Wyglądało to słabo, nawet jeśli uwzględnić to, że 75-80% tamych sesji rozegrałem w pierwsze dwa lata. 

Ta różnica względem tamtej notki ze stycznia 2011 wynika z tego, iż przypomniałem sobie, że pierwszą sesję RPG rozegrałem w sierpniu 2006 roku, a nie w październiku 2007.

Jak jest po czterech latach? Niespełna dwieście sesji więcej, dokładnie 243, poprowadzonych powyżej czterdziestu. Cztery lata temu byłem jeszcze erpegowym newbie, który dotąd w życiu poprowadził jedynie dziewięć sesji. Znajomość "aż" (obecnie to nic imponującego, biorę pod uwagę perspektywę początkującego grającego z kumplami z osiedla) pięciu systemów RPG podczas pierwszych czterech lat bycia erpegowym noobem (czyli D&D 3rd, WFRP 2nd, CoC, Savage Worlds, Oko Yrrhedesa) wskazuje na to iż od początku byłem zainteresowany graniem w różne erpegi; i to mimo tego, że prawie wszystkie sesje rozegrałem w D&D 3.0. Dla porównania, dziś na moim przedłużeniu erpegowego ego jest 34 pozycji.



Cytaty z przeszłości


Pozwolę sobie na skonfrontowanie się z kilkoma końcowymi zdaniami tamtego starego podsumowania erpegowego:
"Niestety nie mam okazji ani możliwości rozgrywania sesji tak często, by po 5-6 latach móc pisać o 200-250 rozegranych sesjach RPG."
Rzeczywistość okazała się bardziej optymistyczna od oczekiwań. Już obecnie mieszczę się w tych "200-250", przy bardzo optymistycznym rozwoju sytuacji za 12 miesięcy dojdę do trzystu rozegranych sesji...

Trochę zabawne z tym "brakiem możliwości rozgrywania sesji tak często" - wtedy byłem w trakcie rozgrywania kampanii, która później dotarła aż do dziewiętnastej sesji. Po tej pierwszej wolsungowej kampanii nie narzekałem na brak uczestnictwa w innych kampaniach.
Przeglądając (czy słysząc) czyjeś "statystyki", wnioskuję iż statystycznie jestem "niedzielnym RPGowcem grającym od święta",
Tamte słowa pisałem biorąc pod uwagę niepewność, jak długo będę grać w tamtej kampanii w Wolsunga. Perspektywa kogoś, kto poza pierwszą w życiu kampanią w D&D 3rd, nigdy nie zaznał stabilizacji w uprawianiu erpegowego hobby.

Poza tym, statystyki to głównie statystyki. Przez dwie trzecie roku 2013 rozegrałem dziesięć sesji i nie czułem się z tym źle. To nic w porównaniu z erpegową posuchą "8 sesji w 22 miesiące". Za to pgrając 5+ sesji miesięcznie przez ostatnie pół roku czuję, że tydzień bez sesji stałby pod znakiem "syndromu odstawienia" ;-)
Mam nadzieję, że w roku 2011 rozegram o jedną sesję więcej niż w ubiegłym, czyli 10 sumarycznie.
Laveris/Mansfeld pesymista strikes back. W roku 2011 rozegrałem nie dziesięć, a 54 sesje. Chyba wtedy myślałem, że kampania Wolsunga (licząca dopiero sześć sesji) potrwa może jeszcze przez kilka następnych rozgrywek, następnie przypałętają się jakieś pojedyczne sesje i tyle będzie z mojego uczestniczenia w hobby.
Niemniej etykieta "dedekowiec" powoli się zdziera ze mnie, a na razie jest mocno oszpecona rysami.
Łącznie w D&D 3.0 i 3.5 rozegrałem 52 sesje. To ledwie powyżej jednej piątej całego mojego erpegowego doświadczenia. Nawet doliczając Pathfindera i D&D 4th, to sumarycznie i tak jest to poniżej 30% moich sesji. Poza tym, w D&D 3.0 nie chce mi się grać, do D&D 3.5 mam niechętne podejście.

Przyznam, że tamto zdanie obarczone jest tym, iż jeszcze w tamtych czasach (przynajmniej w Internecie) - czyli lata 2007-2010 - pojawiały się hejty na D&D w Polsce. Wtedy nie chciałem mieć przypiętej łatki opisującej kogoś, kto jedynie "potrafi grać w dedeki". Dzisiaj? Miałbym na to wywalone. I tak część fanów RPG w Polsce jest zdania, iż nie gram w RPG. 


Przed-Podsumowanie?


Nie ukrywam, iż dopiero przez ostatnie cztery lata tak naprawdę zapoznawałem się z erpegowym hobby. Kiedy zakładałem bloga (jako Gazeta z Navarrische Festung) w styczniu roku 2011, rozegrałem około 55 sesji (osiem w Wolsunga). Erpegowym nowicjuszem przestałem się czuć dopiero gdzieś pomiędzy majem a listopadem roku 2011, czyli kolejne kilkadziesiąt sesji (w tym kilka poprowadzone) i kolejne poznane erpegi (Cold City, D&D 4th, Poza Czasem, WFRP 1st). 

Od początku byłem osobą chętną do wypróbowania innych erpegów, o których słyszałem; nawet na początku, kiedy młóciłem trzecioedycyjne dedeki. Jednak dopiero w zasadzie przez ostatnie parę lat uzyskałem jakąś perspektywę na temat, jak bardzo różnorodne bywają gry/systemy RPG.

Główną, stopniową, zmianą w uprawianiu przeze mnie erpegowym hobby było przekonywanie się co do idei prowadzenia sesji RPG. Lata 2011-2012, czyli zaledwie sześć poprowadzonych sesji. W ostatnich dwóch latach jest już o wiele lepiej. Najzwyczajniej potrzebowałem odgruzować siebie z tych wszystkich memów, jak to trzeba dbać o wiele (niepotrzebnych) rzeczy, sztuczek i trików, aby poprowadzić sesję. Polubiłem uczestniczenie w tej oto roli "organizatora" zabawy.

Podsumowanie


Przez pierwsze cztery lata erpegowania rozegrałem tyle sesji, co średnio przez rok w latach następnych. To chyba wystarczy jako cały komentarz. Pierwsze cztery lata stanowią niewielką część mojego obecnego doświadczenia erpegowego.

Mógłbym rzucić przewidywaniami co do następnych czterech lat, lecz właśnie te ostatnie 48 miesięcy przede wszystkim pokazało mi, że - jeśli chodzi o hobby erpegowe - to wydarzyć się może naprawdę wiele i cokolwiek bym napisał, i tak najprawdopodobniej będzie brzmieć śmiesznie w roku 2018 (równie dobrze mogę napisać, że "porzucę hobby albo w nim pozostanę").

Na koniec rzucę jednak pewne moje erpegowe przesądy i fakty, do zweryfikowania za cztery lata (albo i szybciej):
  • Nie uda mi się rozegrać kampanii dłuższej niż na 8 sesji. To moje przekonanie istnieje od jesieni 2012 roku i jak dotąd, wciąż obowiązuje (jedyny wyjątek od reguły to tegoroczna dziesięciosesyjna kampania w TSoYa).
  • Nigdy dotąd nie rozegrałem w cyklu przygód trwających w świecie rzeczywistym dłużej niż 7-8 miesięcy. Jedne erpegi nie nadają się do tego, jeśli grać zdecydowanie częściej niż raz w miesiącu (np.: TSoY). A tak poza tym, patrz punkt pierwszy, aczkolwiek jeśli ograniczyć się do miejsca rozgrywania sesji, to udaje mi się grać na RPG Instancie już szósty miesiąc pod rząd.
  • Wstyd się przyznać, ale jedynie w D&D 3rd (licząc obie edycje) i Wolsunga (1.0 + 1.5) rozegrałem kolejno powyżej 30+ sesji w każdym z tych erpegów. Czy w przeciagu następnych czterech lat dojdzie jakiś kolejny erpeg do tej "elity"? TSoY jest blisko (tylko 11+ sesji), ale na WFRP 1st (13+ sesji) nie liczę...
von Mansfeld