Na tegoroczną Avangardę X w Warszawie wybrałem się w piątek i sobotę jako zwykły szary uczestnik nie oferujący żadnego programu od siebie. Po doświadczeniach z kilkoma edycjami ZjAvy i Avangardy uznałem, że zgłaszanie jakiejkolwiek sesji do poprowadzenia mija się z celem - albo ludzie wolą w Wampiry i Warhammery, albo oczekują szczegółowych literackich opisów po 30+ minut minimum na sesji w Wolsunga. Co do zgłaszania prelekcji, z każdym rokiem jestem przekonany, iż nie miałbym nic rzeczywiście porządnego do przedstawienia.
Moje oczekiwania co do Avangardy X nie były wysokie: chciałem pograć w minimum dwie sesje RPG, zagrać w jakąś planszówkę, poznać co najmniej kilka nowych osób i liczyć na to iż przynajmniej k3 prelekcje będą na tyle ciekawe z opisu, iż na nie bym się stawił. Ten tekst także nie jest jakąkolwiek "relacją" oceniającą konwent jako taki - ciężko oceniać konwent, jeśli przez 99% czasu przebywa się wyłącznie w jednym z dwóch budynków (i ten jeden to jedynie gamesroom, sesje RPG z LARPami, prelekcje erpegowe, turnieje, kilka stoisk z grami oraz rozmaitymi gadżetami i ubraniami do kupienia). Te 1% mojego czasu konwentowego w drugim budynku to jednak miły czas spędzony w świetnie aklimatyzowanym budynku.
Sesje RPG
Wspomniałem o moim celu "dwie sesje RPG". Żadna z przedstawionych w Internecie (oraz dodanych w trakcie konwentu na tablicę) nie zainteresowała mnie szczególnie - musiałem ratować się Orient Expressem. Już w piątek rozegrałem dwie sesje w ramach OE (Enter the Avenger, Tunnels & Trolls), sobota to króciutka rozgrywka w The Sundered Land (dwa traity postaci - Wielder of Ancient Weapon oraz Reincarnated Blood-Champion - czyli po prostu kliszowy Teal'c z Lancą) oraz odkrycie co to jest Action Castle. Nawet pomijając to ostatnie, są to trzy "sesje" RPG w trakcie konwentu - i to w nieznane mi dotąd gry. Było bardzo dobrze.
Przyznam, iż nawet wydałem 20 zł na "maszynopisową" polską wersję językową Tunnels & Trolls.
Enter the Avenger to całkiem ciekawa GM-less (w zasadzie to albo "GM-full", albo "One PC & Rest GMs", albowiem o ile granie Mścicielem zawiera parę cech "gry bohaterem gracza", to reszta ról to agendy "mistrza gry" rotacyjne co każdą "rundkę w nowym mieście i z nowym podejrzanym".). Właściwie to cała rozgrywka wygląda jak wzajemne opisywanie sobie poszczególnych faktów, miejsc, opisów Podejrzanych plus odgrywanie spotkań mściciela z podejrzanymi - to wszystko ujęte w konkretną strukturę. Losowość? Cieniutka talia kart wykorzystywana po to, aby na koniec gry zorientować się czy Podejrzani (zabici decyzją Mściciela albo nie) aby na pewno byli winni zbrodni. Najbardziej specyficzna rola to Sędzia, która (wedle tego co rozumiem) sprowadza się do podjudzania Mściciela ("intuicja") podczas jego spotkania z Podejrzanym; na końcu spotkania Sędzia wprowadza niekoniecznie zgodne z prawdą (sędzia zna kartę pod kartką z imieniem podejrzanego) jednozdaniowe stanowisko w sprawie, co intuicja myśli o wypowiedziach Podejrzanego.
Prelekcje RPG
Byłem na kilku z nich i przyznam, że trzy z nich były organizowane przez ludzi Orient Express (w tym ich prelekcja przedstawiająca czym jest OE). Nie zamierzam wymieniać tytułów wszystkich prelekcji na których byłem (szczerze nie pamiętam, nie chce mi się obecnie zaglądać do nieistniejącego już informatora konwentowego). Zresztą, po co - na niektórych prelekcjach moja obecność ograniczała się do koncepcji "poznaj sposób myślenia kogoś odległego ode mnie w erpegowym hobby".
Na jednej z prelekcji o rzekomych sztuczkach jak prowadzić sandbox (sztuczki "dla Mistrzów Gry"), prelegent opisywał swoje sesje polegające na "metaplocie", "skupieniu się na postaciach graczy" oraz na reagowaniu na inicjatywę graczy. Odniosłem wrażenie iż ten człowiek jako termin "sandbox" rozumie koncept "nie-railroading", przy odrzuceniu konceptu eksploracji środowiska (świata) gry. Między innymi prelegent stwierdził, iż "jako człowiek starej daty grający wyłącznie w CP2020, L5R 1st oraz Neuroshimę" w ogóle nie stosuje wszelkiej maści generatorów, tabel losowych i innych narzędzi zgromadzonych po 40 latach doświadczeń piaskownicy RPG. Zręcznie unikał wyglądania na całkowicie zielonego i zapowietrzonego na wieść o tym, iż część produktów erpegowych (podręczniki, "systemy") zawiera narzędzia wspomagające grę w sandbox (ten rzeczywisty termin, a nie według autora).
Ambiwalentnym odczuciem dla mnie było ujrzeć całkiem pełną salę ludzi całkowicie preferujących "PvP" na sesjach RPG nawet jeśli produkt zaleca wyłącznie (albo głównie) grę kooperacyjną. Mimo iż prelegent był zwolennikiem reguły "otwartych sekretów" podczas konfliktów między postaciami graczy, miałem niezbyte wrażenie iż sala była pełna osób preferujących "tajemnice" mające wywołać skrajne emocje między graczami...
Prelekcja o konfliktach społecznych i wyborach moralnych (od Orient Express) ogólnie była całkiem konstruktywna i pełnego zderzeń ludzi (słuchaczy na prelekcji) "myślących mainstreamowo o rolpleju" z sytuacjami z sesji AW czy DitV. Wspominam o tej prelekcji tylko dlatego, albowiem prelegentowi wymsknęło się dość niefortunne zdanie, które nie wzbudziło wtedy poruszenia: zdanie o "wielkim skoku jaki wykonał miłośnik wyborów moralnych, z etapu grania w łupanie potworów". Poczułem się wtedy, jakoby gry w wybory moralne i konflikty społeczne rzekomo są "lepsze" od pozostałych erpegów. Tak jakby granie w "combat RPG" (Pathfinder, Iron Kingdoms, etc.) było "doświadczeniem o niższym poziomie erpegowania". Wartościowanie erpegowców pod względem założeń produktu jaki jest grany. Taki jakby snobizm.
Reszta tekstu
Nie udało mi się zagrać w jakąkolwiek planszówkę - nawet nie odwiedziłem Games Roomu ani nie skorzystałem z atrakcji "pokazów planszówkowych" w drugim budynku. Wiąże się to jednak z tym...
...iż na tym konwencie w zasadzie nie poznałem żadnych nowych ludzi (poza licznikiem graczy z którymi dotąd grałem sesje RPG), nie było dłuższego momentu w którym spędzałbym czas konwentowy inaczej niż samotnie. Pod względem towarzyskim jedynie odświeżyłem znajomości z kilkoma osobami, poznałem "face-to-face" dwóch graczy z kampanii w Pathfindera (jednego jedynie przez 5 minut). Przyznam, iż całokształt jednak nie jest dla mnie satysfakcjonujący - zbyt mało towarzysko podeszłem do konwentu.
Całkowicie zaskoczył mnie brak jakiejkolwiek sesji w Wolsunga podczas Avangardy (chociaż mogę się mylić i np.: w niedzielę jakaś sesja jednak mogła zostać rozegrana). To tylko potwierdza moją słuszność dlaczego sam nie zgłosiłem sesji w Wolsunga do poprowadzenia - byłbym zapewne jedynym rodzynkiem i w obliczu rekordów ludzi na zapisach (12 zapisanych ludzi do D&D 5e, 13 do jakiejś innej sesji) nie wiem co bym zrobił gdyby rzeczywiście chciało grać więcej niż 5-6 osób...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.