piątek, 21 sierpnia 2015

38 sesji w jednej kampanii Pathfindera

Ostatnia kampania w Pathfindera - moim udziałem jako gracz - zajęła mi aż 38 sesji. Niespełna czterdzieści sesji w niespełna cały rok (kalendarzowo 11,5 miesiąca). Co jakiś czas zdarza mi się wspominać moje pierwsze "dłuższe" kampanie (18 sesji w D&D 3rd, 19 sesji w Wolsunga, niedawno także rozegrałem 19-sesyjną kampanię w Maga: Wstąpienie), natomiast tak jakoś zwyczajnie zakończyłem właśnie dwukrotnie dłuższą rozgrywkę - i to fabularnie domkniętą, zakończoną (a nie urwaną z jakiegoś powodu, tudzież ze względu na TPK). Ta kampania w Pathfindera przebiła nawet poprzedni rekord kampanijny - 21 sesji w Dungeon World.

Przyznam że już mam dosyć grania Pathfindera na najbliższe miesiące. Łącznie rozegrałem koło pięćdziesięciu sesji w ten system (plus drugie tyle w D&D 3.0/3.5). Nie, żebym nie lubił tej gry - najzwyczajniej czuję się nasycony ("najedzony"?) formułą okołotrzecioedycyjnej rozgrywki; to przeszło setka sesji!

Zanim zacznę cokolwiek pisać o tej kampanii, nadmienię kilka rzeczy:
  • Dla prowadzącego było to zmierzenie się z RAW i RAI Pathfindera oraz z konceptem gry w świecie autorskim fantasy. Gdzieś najpóźniej po 20-25 sesjach misio gry przyznał jednak, iż tworzenie świata autorskiego jest męczące; następne jego kampanie w Pathfinderze najprawdopodobnie będą w Golarionie (albo w innym oficjalnym settingu).
  • Mimo zarzucanej mi (przez kogoś w jakiejś szyderczej tajnej grupie facebookowej) "polskogawędowej zabawy w czarną kompanię" (na podstawie tej notki), nadmienię iż poza NE Theurge zachowującym się jak "nekromanta na 50%" (własne szkielety, później nieumarły gryf, poza tym był typowym magiem starającym się być uniwersalnym), reszta drużyny właściwie nie była w ogóle zainteresowana uczynieniem królestwa Korvanii miejscem gorszym ideowo. Co więcej, kombinowaliśmy co wynegocjować u pewnego mitycznego zielonego smoka, aby (w zamian za Mythic Rank 3 i ochronę państwa) nie składać mu co roku kilku osób w ofierze. Zabawa w posiadanie "non-lawful", (ale nie "chaotic") neutralnego państwa na gruzach wszechdominującego Porządku.
  • Jakby ktoś nie miał wątpliwości - graliśmy "by the book". Jedynym odstępstwem od tego było testowanie zasad chorób i trucizn z "Pathfinder: Unchained" przez ostatnie ~10 sesji (niby RAW, ale zmiana reguł w trakcie kampanii).
Po 38 sesjach, bohaterowie awansowali do 11. poziomu (z 2. poziomu) plus Mythic Rank 3 (de facto 1/2 drogi do czwartego, za zabicie mitycznego licza i jego filakterium na ostatniej sesji).

Ciężko mi jest teraz szczegółowo opisywać wszystkie 38 sesji - nigdzie nie spisywałem raportów ani choćby skrótu wydarzeń do szuflady. Kampania rozpoczęła się od poszukiwania pewnej tajemniczej księgi wykradzionej przez "kult bożka Młodzieńca" (i przy okazji splądrowania ich siedziby w królestwie), przed wątkiem i planem przejęcia władzy w królestwie Korvanii doszło ściganie jakiegoś wynaturzonego druida. Przerobiliśmy różne miejsca i "biomy" (gorące jak i umiarkowane lasy, podziemia pełne nieumarłych, abominacji i infernalistów, walki w budynkach i w portach). Samo przejęcie władzy przyszło "przypadkiem": podczas zamachu na młodego króla Korvanii (zorganizowanego przez paladynów i kapłanów z dzielnicy światynnej) zginął ów władca z rąk przeciwników (w ferworze walki). Drużynowy Brawler wpadł na pomysł, aby najzwyczajniej uznać się za "regenta", zaś Inquisitor popełnił dramę z "odchodzącym w ustronne miejsce po zamachu" młodym królem, oczywiście magicznie pod niego podszywając się.

Ostatnie kilka sesji to wspomniane wybranie mniejszego zła (wasalstwo względem pewnego mitycznego zielonego smoka o ego rozmiaru boskiego - nawróconym na wyznawcę Gozreha w trakcie negocjacji), ponad nieco większe zło czyli podległość względem starożytnych krasnoludzkich nieumarłych, którzy mieliby wykorzystać wojsko Korvanii jako mięso armatnie celem zabicia tamtego zielonego smoka (i zapewne do innych przyszłych wojen).

Swoją drogą, najpóźniej po dziesiątym poziomie bohatera przestałem w pełni ogarniać możliwości mojej postaci (Alchemist + Mythic Trickster) w trakcie sesji. Parę razy zdarzyło mi się choćby zapomnieć możliwości wydania Mythic Point na +10 do AC celem uniknięcia potwierdzenia krytyka (np.: pułapka-kosa, mnożnik x4). Ekstraktów do użycia dużo (zwłaszcza z Int 24), plus specjalne zdolności, plus te mityczne tiery 1-3. Czaru "Beast Shape II" użyłem tylko raz, przewracając mitycznego licza z kolumny, jako wielki złowieszczy nietoperz...

Motywację postaci Ilmari'ego także słabo przygotowałem - właściwie przed pomysłem ufundowania sobie rozbudowanej posiadłości (i pracownii alchemicznej) na gruzach splądrowanej pierwszej krypty, to jedyną motywacją Ilmari'ego był zarobek oraz uzasadniony "fabularnie" odległy cel pozyskania alchemicznych odkryć typu "Greater Mutagen". Pomysł i build na "elf alchemist" wyciągnąłem z szuflady na 2-3 dni przed pierwszą sesją; gdybym miał więcej czasu na przygotowanie postaci, najprawdopodobniej zagrałbym lepiej dopracowanym "ratfolk plaguebringer" (archetyp alchemika). Z drugiej storny, ta kampania to była głównie rozwałka ze sporadycznymi chwilami na rozkminę, jakie decyzje podjąć, z kimś zagadać i w jaki sposób.

Najprawdopodobniej nie chciałoby mi się dalej grać tej kampanii, gdyby po 40. sesji dalej nie byloby końca widać...

Przyznam iż zawsze chciałem rozegrać kampanię w D&D trzeciej edycji, pełną różnorodnego hack'n'slash, grania RAW i RAI, nieszablonowych spotkań (w tym bojowych, ale i encounterów innego rodzaju); wspomnienie gry Icewind Dale II.  Oprócz walk i pułapek zdarzyło się np.: uciekać przed nurtem podziemnej rzeki wybijającej zza skał, tzw. "roleplaying encounters" również zdarzały się nieregularnie i sporadycznie, ale zdecydowanie częściej niż "raz na dziesięć sesji". Ta kampania dała mi solidną rozgrywkę (ale bez fajerwerków), właściwie to spełniła w całości moje marzenia o wspomnianej wielosesyjnej długiej kampanii.

38 sesji w ramach jednej kampanii (i jednym bohaterem) to mój rekord najprawdopodobniej nie do pobicia. Być może najzwyczajniej zmęczyłbym się dłuższą kampanią. Te 38 sesji (ponad 120 h zabawy) to szmat wspólnie spędzonego czasu, a jednocześnie mam problem z poświęceniem tyle uwag i komentarza do tej rozgrywki, jak zdarza mi się opisywać zdecydowanie krótsze kampanie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.