
Zorientowałem się, że od co najmniej paru lat gram głównie postaciami kompetentnymi, mocnymi społecznie (albo mocno spozycjonowanymi społecznie). Takimi, które albo mają "ponadprzeciętną charyzmę lub jej odpowiednik", albo mają w sobie komponent sprawiający, iż nawet jeśli nie jest to Bohater Gracza "zrobiony pod social", to i tak postacią mam jak zaczepić się we wszystkich rozmowach, odgrywaniach z postaciami niezależnymi i tym podobne. Podając ostatnie przykłady z brzegu: justycjariusz arystokrata i manipulant (Burning Wheel), playbook Operator (Apocalypse World), playbook The Captain jako charyzmatyczny małobystry kapitan drużynowego statku (Dungeon World - setting Inverse World), łotrzyk-spellbinder nawet dość kompetentny społecznie (SotDL).
Nawet jeśli grałem jakimiś wyjątkami od tej reguły, to i tak były to postacie z mocną nisza własną w której jako gracz mogłem się zamknąć z wartością dodaną dla rozgrywki i bez dużej straty wobec reszty uczestników. Albo być kimś, kto i tak jest niezastąpiony w drużynie i dla frakcji do której postać należy (jak przykład Zal Arthy w kampanii w SW: AoR; i tak miała Cunning na 3, czyli dla skilla Deception "umiała w socjal")
A jak to było z moim graniem Sword Master w AW 2nd/FE? Szybko (tj.: od drugiej sesji) odbiłem się od własnego poczucia, iż tak naprawdę musiałbym czynić przemoc bezsensownie, dla samej idei rzygania przemocą. Jako iż postać była całkowicie beztalenciem jeśli chodzi o manipulację (Hot -2), to sprawa była zerojedynkowa - albo autentyczne grożenie ranami, albo statystycznie nieudana manipulacja. Ze szczegółów z króciutkiej niezbyt udanej kampanii: jako gracz nie czułem iż Viktor the Sword Master jest w stanie jakkolwiek zbudować pozycję w mieście Gomora, naprawić/zmienić relację z niezwykle zintegrowanym ze sobą zdziczałym gangiem Strongholdera, który zdążył szybko znienawidzić Viktora. Przemoc i zabijanie kolejnych członków gangu? Nic, poza ewentualnymi wrogami lub zastraszaniem w najlepszym przypadku. Nic dziwnego, że jako gracz szukałem okazji do "wyjścia z Gomory" postacią...
Odnośnie przemocy: mnie jako gracz interesuje przemoc jako środek do celu. Narzędzie do zdobywania, osiągania, zmieniania rzeczywistości nieodwracalnie, "poprawiania" sytuacji. Natomiast jako Gunlugger/Sword Master czułem, iż w fikcji jedynie co jestem w stanie robić, to pogarszać sytuację bez niczego konstruktywnego dla rozgrywki.
Zagranie Egzwekutorem/Sword Master było dla mnie właśnie próba zagrania "kimś twardym, głównie od walki". I właśnie widzę, iż w bardziej mainstreamowej sesji w jakieś walki na encountery, to taką postacią nudziłbym się grać poza encounterami...
Zagranie Egzwekutorem/Sword Master było dla mnie właśnie próba zagrania "kimś twardym, głównie od walki". I właśnie widzę, iż w bardziej mainstreamowej sesji w jakieś walki na encountery, to taką postacią nudziłbym się grać poza encounterami...
A to trochę dziwne. Jako Reinaldo z The Shadow of Yesterday (startowe Klucze: zemsty, rewolucjonisty, sławy) z zemstą za wymordowanie wioski na jakiejś maldorskiej szlachciurze wcale nie miałem poczucia iż deprotagonizuję się tym że "postać idzie głównie zabijać istniejący porządek". Może to dlatego, albowiem i tak wtedy miałem jak przedstawić Reinaldo z innych stron aniżeli "mściciela"? Albo może choćby dlatego, iż już na pierwszej sesji pobawiłem się w dramę z "pozorowanym zamachem na baronowej" który w fikcji miał wzbudzić przerażenie na możliwie wszystkich BNach w kampanii - i być narratywistyczną zapowiedzią ostatecznego celu Reinaldo: dokonać drugiego skutecznego zamachu?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.