Kilka ostatnich tematów na grupach i facebookach, kilka streamów i filmów z sesji RPG, plus moje bieżące doświadczenia erpegowe, skłoniły mnie do uwiecznienia na blogu moim zdaniem ważnego zagadnienia o erpegowym hobby. Mianowicie: erpegowe ego; każdy je ma, mniej lub bardziej wyeksponowane, mniejsze czy większe, pielęgnowane czy intencjonalnie zadeptywane poniżej świadomości...
Jakiś czas temu ktoś na discordowym community do Burning Wheela wyraził spostrzeżenie, że "BW łamie ego graczy". A dokładniej, zmusza do zagrania tak jak Luke Crane & HQ napisali, w przeciwnym razie albo gra się rozleci, albo w najlepszym razie konsekwentnie rzeczy będą zgrzytać. Ta gra wręcz krzyczy "zagraj jak napisane!". A to wymaga odłożenia swoich przyzwyczajeń na bok, przynajmniej na czas kampanii w BW. Ta gra konsekwentnie "karze" wszelkie próby grania po swojemu.
Pisząc "graczy" mam na myśli zarówno obsługujących Bohaterów Graczy, jak i prowadzącego sesję. Nie chcę robić z tego referatu o prowadzeniu BW, więc przejdę o konkretów: erpegowego ego.
Oczywistością jest napisanie, że każdy ma swoje własne hobbystyczne upodobania, zbiór własnych doświadczeń i preferencji które stają się filtrem przez które przepuszcza wszelkie nowe doświadczenia, inspiracje i bodźce. W hobby RPG rzutuje to na tendencję do "grania/prowadzenia po swojemu". To nic złego same w sobie, rzekłbym wręcz naturalne zwłaszcza kiedy trafia się na nowy, obcy grunt zwany "kolejny erpeg".
Ideą grania "by the book", trzymania się instrukcji gry ("Rules As Written") oraz przedstawionej w niej idei gry ("Rules As Intended") jest to, że trzeba przywdziać pewien metaforyczny kapelusz "jak grać" na siebie. A to wymaga schowania swojego erpegowego ego, albo przynajmniej pilnować go i moderować wszelkie własne przyzwyczajenia podczas sesji. Trzeba upokorzyć się przed treścią podręcznika, instrukcjami i poradami (które są wytycznymi) jak grać, jak poprowadzić. Bo każda gra jest inna. Nie jest to łatwe. Nawet mi zdarza się przenosić doświadczenia z poprzednich sesji czy kampanii wtedy kiedy jest to niepotrzebne...
Konkluzja moja brzmi jakby napisał ją nieczuły na ludzkie uczucia skurwysyn, ale tylko doświadczając nowych rzeczy z intencją poznania ich takie jakimi są - bez automatycznego chowania się do własnej strefy erpegowego komfortu - jesteśmy w stanie zobaczyć jak coś działa z własnymi prawidłami i wewnętrzną logiką. Wtedy okazuje się, że dany element tego dziwnego erpega nie jest czymś popsutym, jednak ma sens! Albo że problemy jakie wydedukowaliśmy wcześniej nie istnieją wcale, bo wynikały one z nałożenia własnego filtra na grę która takowego filtra nie potrzebuje.
Czasem lepiej najzwyczajniej poskromić swoje ego doświadczonego erpegowca i zagrać w nowy tytuł spychając na bok bagaż własnych przyzwyczajeń i doświadczeń. Nie uczestniczyło ono w procesie tworzenia gry. To iluzja, która jest jedynie i aż przeszkodą we wzajemnej komunikacji...
Albo ujmę nawet prościej. Nie chodzi tu o poskramianie swojego (erpegowego ego). Po prostu warto podjąć inną decyzję przy zapoznawaniu się z nową grą: zamiast wyciągać z jej instrukcji i reguł tego co nam odpowiada, starać się zagrać w nienaruszoną zawartość gry.
Ideą grania "by the book", trzymania się instrukcji gry ("Rules As Written") oraz przedstawionej w niej idei gry ("Rules As Intended") jest to, że trzeba przywdziać pewien metaforyczny kapelusz "jak grać" na siebie. A to wymaga schowania swojego erpegowego ego, albo przynajmniej pilnować go i moderować wszelkie własne przyzwyczajenia podczas sesji. Trzeba upokorzyć się przed treścią podręcznika, instrukcjami i poradami (które są wytycznymi) jak grać, jak poprowadzić. Bo każda gra jest inna. Nie jest to łatwe. Nawet mi zdarza się przenosić doświadczenia z poprzednich sesji czy kampanii wtedy kiedy jest to niepotrzebne...
Konkluzja moja brzmi jakby napisał ją nieczuły na ludzkie uczucia skurwysyn, ale tylko doświadczając nowych rzeczy z intencją poznania ich takie jakimi są - bez automatycznego chowania się do własnej strefy erpegowego komfortu - jesteśmy w stanie zobaczyć jak coś działa z własnymi prawidłami i wewnętrzną logiką. Wtedy okazuje się, że dany element tego dziwnego erpega nie jest czymś popsutym, jednak ma sens! Albo że problemy jakie wydedukowaliśmy wcześniej nie istnieją wcale, bo wynikały one z nałożenia własnego filtra na grę która takowego filtra nie potrzebuje.
Czasem lepiej najzwyczajniej poskromić swoje ego doświadczonego erpegowca i zagrać w nowy tytuł spychając na bok bagaż własnych przyzwyczajeń i doświadczeń. Nie uczestniczyło ono w procesie tworzenia gry. To iluzja, która jest jedynie i aż przeszkodą we wzajemnej komunikacji...
Albo ujmę nawet prościej. Nie chodzi tu o poskramianie swojego (erpegowego ego). Po prostu warto podjąć inną decyzję przy zapoznawaniu się z nową grą: zamiast wyciągać z jej instrukcji i reguł tego co nam odpowiada, starać się zagrać w nienaruszoną zawartość gry.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.