wtorek, 2 lipca 2013

BoardNoob #1 - Pierwsze (?) kroki

Postanowiłem napisać kilka słów o tym, jak zaczynam ogrywać się w planszówki. "BoardNoob" to nieregularnie prowadzony cykl o moich przygodach w świecie planszówek. W pewnym sensie, każdy tekst może przypominać wyznacznik "kamienia milowego" w hobby gier planszowych. Oznacza to także, że następny tekst z tego "cyklu" może pojawić się albo za kilka tygodni, albo nawet w następnym roku. Zależnie od tego, kiedy nastąpi kolejny "kamień milowy".

Zacznę od tego, że teoretycznie przygodę z planszówkami (innymi niż Monopol, Chińczyk) rozpocząłem w lutym 2010 roku. Była to długa rozgrywka w Cywilizacje: Poprzez Wieki, na konwencje ZjaVa 2010. Natomiast niemal do bieżącego roku grałem okazjonalnie w planszówki, w zasadzie głównie na konwentach. Jeśli rozegrałem kilkanaście partyjek w roku, to było dużo.

Obecny rok 2013 jest tym, w którym przestałem uważać się za casuala, jeśli chodzi o planszówki. Zarówno ze względu na to, że zakupiłem Munchkina (tym samy włożyłem cokolwiek do rynku planszówek) oraz zastanawiam się nad zakupem paru innych gier, jak i to, że najzwyczajniej w świecie w tym roku rozegrałem już niespełna pięćdziesiąt w jakieś ~30 gier. Od kwietnia zaczynam solidnie ogrywać się, średnio 2-4 partie tygodniowo, z szansą na piątą. Dwa razy pod rząd (kwiecień, czerwiec) udało mi się odwiedzić Rzuć Kostką w sobotę. nie mogę doczekać się drugiej wizyty na Kotle (poprzednia rok temu).

Przechodzę przez "etap" zapoznawania się z możliwie wieloma tytułami, różnymi grami. W przeciagu ostatnich trzech miesięcy zagrałem 44 razy, w 31 tytułów - i z pewnością licznik tytułów będzie żwawo rosnąć. Mimo wypowiadanych face-to-face moich przekomarzań o "niektórych trudnych eurograch", to tak naprawdę nie szufladkuję gier, nie narzucam im sztywnych kategorii. Wolę najpierw naprawdę porządnie się ograć, a dopiero potem zastanawiać się nad zastosowaniem etykiet, które mi ułatwią nawigowanie po odmianach planszówek. Użyte w tekście kategorie gier są dla czytelników.

Jeśli chodzi o granie, to brakuje mi głównie solidnego ogrania się w poszczególne tytuły. Chcę nie tylko grać w różne rzeczy, ale także grać w nie coraz lepiej. Licząc od 2010 roku, udało mi się zagrać więcej niż dwukrotnie tylko w kilka tytułów. A ile po 5+ partyjek? Game of Thrones (licząc obie edycje), Arkham Horror, Carcassonne, 7 Cudów Świata. Słabo. 

Trochę o moim graniu. Jak do tej pory, z jednej strony może wydawać się, że bardziej kieruję się w stronę ameritrashy, z drugiej strony lubię także krótkie draftowe fillery, kilka eurogier zyskuje moją akceptacje. Lubię, kiedy gra ma losowane warunki startowe (losowane karty/klocki, losowe kryteria zdobywania punktów, losowe tworzenie planszy, losowy dobór narzędzia startowego gracza), z możliwie róznorodnych komponentów. Najzwyczajniej podoba mi się to, kiedy każda rozgrywka w tę samą grę może być przynajmniej trochę różna od poprzedniej. Lubię także to, kiedy gra ma więcej niż jedną optymalną "ścieżkę zwycięstwa", albo po prostu możliwość grywalnego zdobywania punkcików na kilka róznych sposobów. 

Za to nie lubię gier, które juz na starcie bardzo karają graczy za złe decyzje, skrajnie pogłębiając różnice pomiędzy tymi którzy lepiej rozpoczęli grę, a tymi którym się to nie udało. Czuję się źle w sytuacji, kiedy po pierwszej rundce nie mam w co grać (albo kiedy mogę jedynie grać "o honor") i mogę jedynie patrzeć, jak inni grają. Tutaj aspekt porażki nie ma nic do rzeczy - w jedne gry mogę być tym ostatnim i nadal dobrze się bawić, kiedy mechanizmy gry nadal dają mi możliwość zrobienia czegokolwiek sensownego. Nie lubię być "stojakiem" (copyright by Orions).

W skrócie: "Najbardziej lubię grać w gry o zmiennym setupie, nie lubię grać w gry w których głupi ruch pozbawia rozrywki już na początku".

W porównaniu do środowiska erpegowego, muszę przyznać że regularne uczęszczanie do miejsc spotkań planszówkowych to (w porównaniu do sesji RPG i e-fandomu RPG) to jak oaza spokoju, gdzie jedyny zgiełk to zgiełk grania i to nawet wtedy, kiedy DJ Scooter wydobywa się z głośników w Klubie Fenomenalna. Nie czuję obaw, że jeśli wypowiem się niedobrze o jakiejś grze, to narażam się na ostracym publiczny. W Internecie również nie widzę flejmów na temat planszówek, no może poza niedawnym flejmem o e-planszówki (czyżby analogia co do sesji RPG online?). Jednak, blogerzy prowadzący ten spór zachowali jakiś poziom dyskusji. Chciałbym widzieć takie dyskusje w erpegowym e-fandomie...

Wznowienie tego bloga skłoniło mnie także do używania aparatu fotograficznego. Wreszcie się na coś przyda: do robienia fotek z rozgrywki, które może kiedyś zostaną wykorzystane na blogu. 

No i trochę szkoda, że jeszcze Allgemeine Festung nie weszło do Blogów Planszówkowych, mimo mojego zgłoszenia. 

von Mansfeld

Zdjęcie pochodzi ze źródeł własnych autora.

6 komentarzy:

  1. W planszówkach nie było flejmów, bo nie było Ciebie. Nie przejmuj się, wniesiesz je tam ze sobą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I nie będzie. No chyba, że erpegowy fandom zacznie na siłę wbijać się buciorami do planszówkowiczów.

      Usuń
    2. Dowcip polega na tym, że erpegowy fandom (w postaci Lucy Xyw Wielu) już wbił się z buciorami na salony planszówkowiczów.
      Ciekawy jestem efektów.
      Co do braku flejmów i kłótni wśród planszówkowców - to jeszcze mało widziałeś. Hejt jest może mniejszy (np. Twilight kontra Eclipse) ale za to wojenki regułowe są dużo bardziej zażarte.

      Usuń
    3. To czekają mnie same ciekawe i konstruktywne flejmy, a nie śpiewka od 20+ lat "turlać czy opowiadać", "walczyć czy odgrywać".

      Usuń
    4. Nie sądzę. Raczej przygotuj się na różne interpretacje tych samych literek. Podane na gorąco.

      Usuń
  2. "Laveris czy Mansfeld?" Do dziś nie wiem...

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.