piątek, 5 lipca 2013

Klimat w grach planszowych

Mój głos w sprawie dyskusji na ZnadPlanszy.pl dotyczącej klimatu w grach planszowych (i nie tylko). Wcześniej wypowiedziałem się w jednym czy dwóch komentarzach pod niektórymi tamtejszymi wpisami, postanowiłem rozwinąć tamte myśli w notce blogowej.

Moje stanowisko jest takie, że dla mnie klimat w jakiejkolwiek grze jest dekoracją. Klimat upiększa grę, nadaje jej posmaku i wydźwięku. Opakowuje grę, niekiedy pozwala lepiej przyswoić ją. Ale dla mnie klimat nie jest najważniejszy. To nie klimat decyduje o tym, czy mi będzie dobrze grało się w grę. Mimo tego, że rozegrałem więcej sesji RPG niż partyjek w planszówkach, nie uważam, jakoby "klimat przede wszystkim".

Mimo wszystko, gry podobają mi się za to, jak się w nie gra. Jestem zwolennikiem stwierdzenia, że to stosowanie konkrenych zagrywek w trakcie rozgrywki, używanie mechanizmów gry, dostarcza emocji w rozgrywce. To struktura gry obudowuje pewne ramy, sposoby bawienia się grą. Jeśli w żaden sposób zasady gry nie tworzą specyficznego "klimatu rozgrywki" - albo przynajmniej nie wspierają tego, który został narzucony grze - nawet najmiodniejsze opisy, ilustracje oraz ciekawa tematyka nie pomogą. Wolę gry mocno grywalne, ale z przeciętnym klimatem, aniżeli średnio grywalne gry ze świetnym klimatem.

Z drugiej strony, klimat pozwala lepiej grę przyswoić, "sprzedać ją" komuś (i to nawet dosłownie sprzedać). Przyznam się, że jeszcze do niedawna - nie będąc obeznany w tytułach - sugerowałem się tematyką danej planszówki, kiedy zastanawiałem się w co pograć. Klimat czyni grę atrakcyjniejszą, łatwiej przyswajalną. Jest jak polewa, która współgra z dobrym smakiem ciasta. W warstwie językowej, może także ułatwić komunikację oraz zrozumienie mechanizmów gry. Prosty przykład: wygodniej jest mówić w Osadnikach z Catanu, że do zbudowania osady potrzeba po jednym zasobie drewna, cegieł, owcy/wełny i zboża, czy "po jednym zasobie A, B, C i D"?

Wspomniałem o "klimacie rozgrywki", czyli czymś co można nazwać także feelingiem gry. Dobrze odzwierciedlony w grze klimat pozwala przykładowo poczuć, że faktycznie dowodzi się galaktycznym pretendentem do Mercatol Rex z licznymi okrętami, planetami i zasobami, że celem nie jest podbić wszystkich, tylko wypełnić określone cele aby zjednoczyć Imperium. Zainteresowałem się trzecią edycją Twilight Imperium nie tylko dlatego, ponieważ jest to fajna gra na długie godziny, gdzie można kminić, rozbudowywać się i dostarczyć sobie wszystkiego z gier typu 4X. Druga, klimatyczna strona jest taka, że najzwyczajniej gra dostarcza tego, co zapowiada we wstępie - zażartą i dynamiczną walkę o tron Imperatora i zjednoczenie Imperium, gdzie tylko jedna z kilku ras wygra. Nie trzeba się mocno wczuwać, gimnastykować się mentalnie - wystarczy wciągnąć się w grę i grać o zwycięstwo.

Inne przykłady. W Peloponnes faktycznie czuję, że rywalizuję o miano jak najlepszego polis, rozbudowując je i dbając, aby zasobów starczyło na rozwój oraz na klęski żywiołowe przeplatane z plagami. Game of Thrones dobrze pokazuje to, jak krótkotrwałe potrafią być przyjaźnie i antypatie, że każdy powinien być gotów wbić sztylet w plecy i "pożyczyć" zamek, aby walczyć o miano najpotężniejszego w Westeros. Nie czytałem książek ani serialu, a mimo to w GoT gra mi się dobrze. Miałem okazję grać w obie Cywilizacje (1, 2) i w obu czułem, że faktycznie rozwijam swoją cywilizację obok konkurencyjnych; w każdej z tych gier na inny, specyficzny sposób.

Do czego zmierzam? Planszówki potrafią oddać klimat nie gorzej niż innego rodzaju gry czy media. To jest właśnie siła gier planszowych, albo ogólnie tabletop games - możliwość tworzenia atmosfery pomiędzy uczestnikami (czyli klimatu). Klimat w grach jest produktem rozegranej rozgrywki. Podoba mi się to, kiedy wygram partyjkę, uda mi się coś zbudować/osiągnąć/uzyskać w grze. Ale jeszcze fajniej jest, kiedy to zostało polane klimatycznym sosem. Najfajniej - kiedy ten sos tworzy się na bieżąco podczas rozgrywki.

Zabrzmi przewrotnie, ale w grach planszowych odnajduję więcej klimatu niż w erpegach (RPG pen'n'paper). W moim odczuciu, tematyka + jej odpowiednia realizacja w mechanice gry jest lepsza od tego, co naopowiada wyróżniony uczestnik przy stole. Nie twierdzę, że w planszówki gram po to, aby ten klimat odnaleźć; spostrzegłem, że otrzymuję go przy okazji i to w najodpowiedniejszej formie. Dostaję go wraz z grą.

Linki do tekstów na ZnadPlanszy.pl:
von Mansfeld

 Zdjęcie pochodzi ze źródeł własnych autora.

5 komentarzy:

  1. A co w takim razie z grami rpg, ktorych mechanika jest mocno wpisana w temat rozgrywki? Nie kazdy rpg to gra o wszystkim w bardzo szeroko zarysowanym swiecie i z reguły mechanika takich gier bardo mocno wspiera konkretny rodzaj rozgrywki. Przychodzą mi tu do glowy takie tytuły jak Mouse Guard, czy The One Ring. Ba, nawet w bardziej otwartych systemach można mowic o specjalizacjach - wezmy takie Deadlands, czy L5K.
    W skrócie generalizujesz i przykladasz fakty tak by pasowały do tezy - planszowki dobre, rpg złe. A mi dalej sie wydaje ze to kwestia ludzi, z ktorymu sie gra, a nie samego medium.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W pewnym sensie, w tekście zawarłem, że to kwestia ludzi, z jakimi gra się w RPG - podałem skądinąd popularny w Polsce przykład prowadzącego grę, który skupia się na opowiedzeniu swojej bajeczki i skłonieniu innych do głębokiej wczuwy.

      W zasadzie, wyjątkiem od rozpatrywanych przeze mnie erpegów są indie RPG. Tam faktycznie, rozgrywka z grubsza polega na tym, aby grać w grę i jednocześnie realizować określony temat rozgrywki.

      Usuń
    2. Oj wymyślasz na siłę Michale. Wg ciebie mechaniki DD czy ZC nie ukierunkowują realizacji tematu rozgrywki?

      Usuń
  2. Prześcignąłeś Ziziałka w ponownym odkrywaniu koła.
    Da się zrobić RPGa korzystając z planszówki i zmienić RPGa w planszówkę. Wszystko zależy od ekipy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeśli chodzi o mechanikę i rpg-i to u siebie zaobserwowałem taką rzecz: zazwyczaj jestem MG (nie najlepszym ale) i muszę 'ogarniać' co się dzieje w grze, nadzorować itp.
    Gracze nie zawsze się przygotują, ktoś wybrał nową umiejętność, nie wie jak działa, doczytuje, ktoś ma nowy czar, nie pamięta jak działa w tej edycji itp. itd.
    Gracze muszą się do postaci przyzwyczaić, nauczyć umiejętności i przysięgają, że na następną sesje będą przygotowani i te sprawy, ale gracze niestety dostają expa, niestety awansują na wyższy poziom, niestety dostają nowe umiejętności i czary i na kolejnej sesji znów odkrywają Amerykę jaką jest dla nich ich własna postać. Każdy ma takich graczy na jakich zasłużył...

    Ale dlaczego piszę to pod postem o planszówkach... ?

    Więc czasem w RPG-ach ten klimat można zgubić przez 'nadmiar' mechaniki która spada na jedną osobę, i MG zamiast tworzyć KLIMAT przekopuje się przez podręczniki bo gracze czegoś nie pamiętają itp.

    W planszówkach natomiast każdy musi znać zasady, a jak nie zna to jego strata on przegra a wygra ten kto zna zasady. Jeden gracz który gra w grę pierwszy raz i nie ogarnia kuwety nie zepsuje rozgrywki innym graczom. Następnym razem jak będzie grać to będzie znał zasady a jak nie to znów przegra i tyle.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.