Z okazji wydarzenia RPGirls - inicjatywy Erpegowego Codziennika oraz Graj Kolektyw - trwającego cały listopad 2020, przeprowadziłem niniejszy wywiad z Saszką, jedną z graczek uczestniczących w mojej kampanii w Blades in the Dark. Wydarzenie RPGirls ma na celu ukazanie graczek (erpegówek, erpegówczyń, prościej jest mówić "graczki i mistrzynie") w hobby jako osoby uczestniczące wśród nas jak każde inne, pokazać czym się zajmują i jakie mają przemyślenia.
Wywiad:
Mansfeld: Standardowe pytanie: kim jesteś i jak długo grasz w hobby? W co obecnie grasz?
Saszka: Jestem sobie Saszką (to imię przylgnęło do mnie parę lat temu, odziedziczone po mojej postaci) i na co dzień zajmuję się sztukami wizualnymi. W tej chwili gram w Blades in the Dark, ale uparcie czatuję na trzy inne tytuły. Między innymi na Neuroshimę, od której dziesięć lat temu zaczęła się moja przygoda z RPG.
Mansfeld: Jakie preferujesz gry? Co lubisz w erpegach?
Saszka: Najbardziej przemawiają do mnie gry z nieskomplikowaną mechaniką i oparte głównie na storytellingu. Myślę, że odnalazłabym się w niemal każdej tematyce, ale... Zdecydowanie wolę zjawiska nadprzyrodzone, tajemnice i klimaty postapo. Wampiry, wiedźmy, zombie i inni Wielcy Przedwieczni to coś, czego z pewnością brakuje mi w życiu, a współtworzenie historii z nimi związanych pomaga zaspokoić ten głód niesamowitych przygód. Bo jedna rzecz to obejrzeć film czy przeczytać książkę, a zupełnie inna - samemu do takiej opowieści wejść. Przeżywać przygody, jakie nigdy nie mogłyby stać się naszym udziałem w "realu". To jest chyba właśnie ten aspekt, który do mnie najbardziej przemawia: stać się bohaterem własnej, niezwykłej historii.
Mansfeld: Opowiedz o swojej najlepszej sesji RPG. Może to być tylko jej fragment, scena, sytuacja.
Saszka: Nigdy nie zapomnę punktu kulminacyjnego jednej sesji pod szyldem Zewu Chtulhu. Było nas troje graczy. Tajemnicza kreatura próbuje się do nas dostać przez dach, a Strażnik Tajemnic umiejętnie dobranymi słowami podsyca nastrój lęku poprzedzający rytuał, który nasza ekipa musi odprawić. I nagle zaczyna się.
Pozostali gracze unisono recytują po łacinie tekst, czytając wersy od tyłu. Stworzenie na zewnątrz zaczyna wariować, a atmosfera staje się wręcz klaustrofobiczna. Jako postać typu tank-żelbeton nie biorę udziału w rzucaniu zaklęcia, moje zadanie jest inne: nie pozwolić, by cokolwiek je przerwało. A przeszkód jest sporo, bo coś zdecydowanie nie chce mi ułatwić sprawy.
Mansfeld: Jako osoba zajmująca się sztukami wizualnymi, co sądzisz o tym jak wykonane są podręczniki do erpegów? Jak prezentują się wizualnie według ciebie?
Saszka: Hmm, właściwie trudno mi coś powiedzieć w tej sprawie, bo nie widziałam wystarczającej ich liczby, żeby móc wyciągnąć jakieś uśrednione wnioski. Być może to, co teraz powiem, to tylko kwestia przypadku, że akurat takie podręczniki wpadły mi w ręce, ale brakowało mi w nich spójności. Kiedy otwierasz zwykłą książkę z obrazkami, ilustracje są wykonane w jednym stylu, zazwyczaj przez jednego artystę, podczas gdy w widzianych przeze mnie podręcznikach erpegowych był jeden wielki miszmasz. Jakby ktoś ściągał stockowe rysunki po kolei, jak leci, nie zwracając uwagi, że jedne są mocno graficzne, a inne bardziej malarskie. Tutaj kilka komiksowych, tam parę semi-realistycznych, a gdzieś w tak zwanym międzyczasie wrzuca się jeszcze ze dwa zdjęcia z nałożonym w programie filtrem polaryzacyjnym.
Różnorodność w świecie ilustracji jest świetna, jestem jej wielką fanką, ale jeśli taki przekrój stylów i technik występuje w sposób nieprzemyślany i kompletnie przypadkowy, to coś mi mocno zgrzyta.
Mansfeld: Podaj nam jeden przykład tego miszmaszu wizualnego oraz jeden przykład jak w podręczniku zrobiono to jednak dobrze
Saszka: W kwestii miszmaszu moim faworytem jest Neuroshima. Jak kocham ten podręcznik za warstwę tekstową, tak nie mogę zdzierżyć doboru grafik. I nie pomaga mi tu nawet fakt, że takie patchworkowe potraktowanie tematu można uznać za zgodne z realiami postapokaliptycznego świata, posklejanego z nieprzystających do siebie fragmentów rzeczywistości.
Co do odwrotnej sytuacji - jeśli mnie pamięć nie myli, styl ilustracji był dość konsekwentny w Numenerze.
Mansfeld: Jak się czujesz jako kobieta w erpegowym hobby, graczka? Jak to wygląda z udziałem pań na sesjach oraz ich widocznością w naszym hobby?
Saszka: Nie wiem, czy jestem statystycznym przykładem graczki, ale z jednym wyjątkiem nie zauważyłam, żeby płeć graczy miała jakiekolwiek znaczenie czy to w rozgrywce, czy poza nią. W ekipach, z którymi grałam, kobiet było raczej tyle samo, co mężczyzn.
A teraz wrócę do wyjątku.
Czterech panów i jedna ja, w małym mieście, w którym trudno jest znaleźć kogoś zainteresowanego erpegami. A kobiety to już, ho, ho, ze świecą szukać, przecież to jak jednorożec na polibudzie - niby istnieje, ale jeszcze żodyn jej nie widział. Więc jak już mamy to niewyobrażalne szczęście, że jedna z tych mitycznych istot zaszczyciła nas swoją obecnością, to musimy się nią opiekować. To nasze oczko w głowie, nie daj Boże, żeby jej się coś stało. Taka piękna, taka krucha. To nic, że w warstwie fikcji jest czterdziestoletnią Rosjanką z mafijnymi powiązaniami. My wiemy lepiej.
Taaak. Bycie kobietą w wyłącznie męskim gronie czasami potrafi być problematyczne.
Mansfeld: Czy pragniesz jeszcze coś dodać od siebie?
Saszka: Erpegi to wciąż dość małe środowisko, które sami - każdy i każda z nas - tworzymy. Więc grajmy i dajmy grać innym. Plus pijcie dużo wody i do zobaczenia na szlaku wyobraźni.
Dziękuję mojej rozmówczyni Saszce za udzielenie nam wywiadu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.