Główni Bohaterowie:
Michał "Laveris de Navarro": Miguel Guillermo Bolivar de Melilla (człowiek, Koriolczyk, Ryzykant/Dziennikarz)
Jacek "Cooperator Veritatis": Kinnon Cathal (niziołek-leprechaun, Avalończyk, Salonowiec/Oficer) + 5 statystów
(Drugi) Michał: Friedrich Dachmann (człowiek, Wotańczyk, Śledczy/Naukowiec)
Piotr: Wasyl Andriejewicz Dołgorukij (troll, Morgowijczyk, Salonowiec/Arystokrata).
Kiedy nadchodził ranek, Dżentelmeni związali pokonanych ghuli i mumie, a następnie wrzucili gdzieś do jaskinii. Kilkanaście minut upłynęło na badaniu samej jaskinii. Dachmann odnalazł cylinder oraz laskę [Gadżet] po Wirtzu, zaś analiza tropów przez Dziennikarza wskazała, że musiało dojść do krwawego starcia pod stalaktytami, w wyniku którego Wielki Szaman został zaciągnięty do Fairtown (miasta nieumarłych). Kilka chwil później Dachmann odleciał swoim Rokiem do wioski Klanu Czerwonej Pięści, a reszta BG oczekiwała na przybycie Windian w celu podjęcia wspólnej decyzji.
Podejrzanie salutujący (odkryto później, że w stylu venrierowskim) Windianie przybyli trochę wcześniej od Naukowca. Doszło do krótkiego sporu między wodzem a Kinnonem, jak ma wyglądać "wyprawa ratunkowa": wspólny wymarsz czy uprzednie wysłanie zwiadowcy. Windiani uparł się za swoim, a później Kinnon skrycie śledził skauta. Avalończyk wnet dostrzegł ghula dogadującego się z Windianinem. Kolejne poszlaki (nieprzyjazne nastawienie części orków, rozmowa Oficera ze zwiadowcą) wskazały, że Klan Czerwonej Pięści współpracował ze strzygą rządzącą Fairtown. U czerwonoskórych krew się zagotowała i omal nie przekonali - dzięki użyciu swoich szamańskich mocy - bohaterów, by poddali się i dali przenieść sę w charakterze więźniów dla bestii. Łut szczęścia sprawił, że obok wodza, także i przyboczny szaman wraz z uczniem dali się przekonać do tego, aby faktycznie pomóc Dżentelmenom i wspólnie wyruszyć przeciw Ednie von Rimmel (venrierowskiej strzydze).
Plan był prosty. Bohaterowie mieli być prowizorycznie związani (dla złudzenia, kiedy to więzy były bardzo luźno splątane) i przyprowadzeni "jak więźniowie" do Fairtown, by potem dać Windianom sygnał do ataku, gdy Wirtz zostanie pokazany wszystkim. Problem był głównie jeden: należało pokonać w walce strzygę i całą jej świtę. Wszystko szło zgodnie z planem, a w odpowiedniej chwili Dołgorukij wskoczył na żyrandol i zdumiał Ednę swoim niechybnym atakiem. Bohaterowie postawili swoje życie na szali.
Bohaterom po prostu nie szło przez pierwsze dwie rundy starcia. Poza strzygą dostającą kolejne razy od pocisków czy ostrzy - bądź ghulich szeregowych żołnierzy którym wybuchały zamki w karabinach - mumia, dwóch nieumarłych ogrów z pałkami, dwóch golemów, efektywnie przeszkadzały Dżentelmenom w wykonywaniu skutecznych akcji. Szczęśliwie Dachmannowi udało się aktywować moc z laski Wirtza, narzucając na siebie magiczny deflektor. Kolejni avalońscy żołnierze oraz Windianie ginęli, a pierwszym poległym BG został Morgowijczyk... Grupa już wiedziała, że z tego starcia żywi nie wrócą. Dżentelmeni upierali się, na poły skutecznie, by ubić choćby strzygę. Nie udało się wetknąć pałasza w serce Edny, ale naboje karabinowe pozbawiły jej nie-życia. Po cząstkowym sukcesie, reszta pomagierów zmiotła kolejno: Friedricha z parocyklu na miazgę, Kinnona za okno (upadek z kilkunastu metrów na bruk), a Miguel został zastrzelony przez trzech ghulich "snajperów". Pięć (a może sześć?) rund ostatniej konfrontacji zakończyło całą serię przygód w półrocznym niedzielnym cyklu.
---------------
Trzeba przyznać, że Parociuchcia Gry stworzył trochę wręcz za silnych przeciwników (tylko dzięki Jokerowi na inicjatywie oraz Uśmiechowi Losu u Miguela udało się wygrać dyskusję), choć gdyby walka potoczyła się trochę szczęśliwiej w pierwszych 1-3 rundach pod względem inicjatywy, być może 1-2 BG wyszłoby zwycięsko ze starcia. Ta walka Va Banque tylko pokazała, że w konfrontacjach postać opierająca się na Mocach (ewentualnie także i Zaklęciach) jest efektywniejsza od tej bez magii. W obu konfrontacjach, przeciwnicy mieli naprawdę sporo mocy do dyspozycji (choćby w celu zagrywania kart). Inną przyczyną porażki w ostatniej konfrontacji był deficyt żetonów u Kinnona i Miguela. Prawie całe 3 rundy walki Va Banque rorzgrywane były bez kart w ręku u obu stron (pominąwszy ostatnią blotkę w puli indywidualnej mumii).
Zostaje tylko dziękować graczom i Mistrzowi Gry za wspólne (dobrze lub bardziej) udane 19 sesji, które trochę sporo nauczyły mnie odgrywania postaci, prowadzenia postaci oraz nowego systemu RPG. Przy okazji, przez te pół roku poznałem paru nowych ludzi, choć nie mam pewności czy znajomość będzie kontynuowana w skali większej niż rok. Mógłbym narzekać, że nie nagrałem się nową postacią (dopiero czwarta sesja, a przez matury i 35 dni przerwy w sesjach właściwie rozkręcałem się od nowa), choć nie ryzykowanie życia postaci i tak nie opłaciłoby się: nie doszłoby do następnych sesji. Przynajmniej obecnie mogę zacząć szukać nowej drużyny...
Ilustracje:
1) Dead Town, fot. Poulepondeuse, http://www.flickr.com/photos/poulepondeuse_coakes/3852205360/ licencja CC BY-NC-ND 2.0
Cóż, powiem Ci, że lubię, gdy kończą się kampanie. Oczywiście to smutne żegnać się z postacią (w ten czy inny sposób, bo przecież może np. odejść na emeryturę, nie musi zaraz umierać), ale przynajmniej ma się wrażenie spójnej, zamkniętej opowieści. Kampania nie ciągnie się wtedy zupełnie niepotrzebnie, no bo jak skończyć z Bohaterami...
OdpowiedzUsuń@Darcane
OdpowiedzUsuńTrudno nazwać tą kampanię "zamkniętą opowieścią". Mistrz Gry - trochę zmęczony Wolsungiem i pasmem powodzeń bohaterów w konfrontacjach - i tak chciał w 4-5 sesji zakończyć tą kampanię. Właściwie to ta ostateczna walka wyszła trochę rzutem na taśmę.
Lubię kończyć kampanię, ale tylko wtedy, kiedy ten koniec prowadzi do następnej. ;) Chyba, że nagrałbym się postacią przez kilka kampanii - wtedy jej odejście/śmierć z ostatniej mogłaby być interesującą propozycją.