Na miejscu zaczęliśmy od oglądania nowego "Sherlock'a Holmes'a" wraz z "Wolsungową analizą" całej akcji na bieżąco (np.: to jest konfrontacja społeczna Holmes'a z dr Watson'em; francuski olbrzym to Akwitański Ogr, lord Blackwood to na pewno Elf), w celu lepszego zapoznania się z lajoneskim klimatem Wolsunga. W miarę oglądania sami (gracze, nie tylko MG) zwracaliśmy uwage, że "to jest gadżet, a to jest test przeciwstawny, a to jest rzut na Analizę/dogranie karty". Licząc dojazd i opóźnienie, sama sesja zaczęła się dokładnie o godzinie 14-stej.
Wątek sesyjny zaczął się niepozornie, od zatrudnienia przez niejakiego lorda naszych postaci w celu sprawdzenia fabryki piecy hutniczych dnia następnego i wystawienia fakturki (tja, oszczędzenie na kasiorce, żeby BG robili za inspektorów...). Postacie wybrały się tego samego dnia, mimo tego że od opiłków żelaza w wszechogarniajacym dzielnicę przemysłową Lyonesse smogu drużynowy elfi oficer-salonowiec dostał wysypki. Na miejscu rozpoczęto poważną dyskusję z krasnoludzkim nadzorcą krasnoludzkich robotników o samo wmówienie mu, że BG są inspektorami z prawdziwego zdarzenia. Mój wotański badacz "przetestował" działanie w drugiej linii (w pewnym momencie kopnął stalowy filar, który się rozpadł, w celu udowodnienia pewnych nieprawidłowości), zaś po drodze omyłkowego oślepienia krasnasia lampą, udało się jemu zmanipulować do m.in. dania przerwy pracownikom i wysłania do kierownika fabryki. Sam kierownik szybko dał się przekonać i wręcz błagał, by nie wystawić kary fabryce.
Nagle pobliska fabryka wybuchła, zaś "inspektorzy" zauważyli, że sprawnie wyłączono metalurgiczny zakład w którym byli oraz ewakuowano pracowników. Po ugaszeniu pożaru (spirytystyczne moce orkijskiego szamana oraz odtworzenie efektów przez mojego badacza) głównego kotła, udało się uratować kolejne istnienia pracujące w fabryce wytwarzającej szkło sodowe. Na drodze analizy, choćby rozszyfrowaniu zapisków matrymonialnych w wieczornej gazecie czy gadaniny pijaka w karczmie, Dżentelmeni doszli do wniosku, że w przeciągu następnych 24h celem podpalacza - najprawdopodobniej piromanty z Dzikim Talentem - będzie kolejna fabryka oraz Bąbel Lyonesse (czytaj.: Bardzo Zły Czyn Bardzo Szkodzący Miastu). W międzyczasie eksplozji dwóch bloków robotniczych, uratowaniu dwóch mieszkanek, doszła kolejna poszlaka: podpalacze mogła być elfka zwana Branną, skacząca po dachach. Ponieważ już trzecia z kolei fabryka zamieniła się w kupkę gruzu, postacie postanowili podjechać paromobilem do posiadłości rzeczonej elfki.
Tu nadmienię, że powoli zbliża się scena finałowa. Po przekonaniu narzeczonego Elfki do wszystkiego (wyjawienia intencji i poinformowania o skrótach komunikacyjnych w Lyonesse), rozpoczął się pościg za Akrobatką-Podpalaczką w skórzanym kombinezonie. Teraz doszła konfrontacja finałowa, podczas której Mistrzowi Gry zaczęły nie iść kości, zaś ja zostawiłem (dosłownie) najlepsze karty w ręku. Podczas pościgu za skaczącą po dachach kobietą, udało się zmienić trudnośc trasy, zaś po precyzyjnym strzale mojej postaci w mocowanie żelaznych schodów, Branna zdekoncentrowała się, upadła na żelazne balkonoschody, które nadmiernie obciążone na górze rozpadły się na ziemie [dobicie BN-a, zagranie jokerem i jeszcze jakąś kartą, szczęście w kostkach oraz wykorzystanie Osiągnięcia] wraz z nią. Doszło potem do walki, jeszcze szybciej rozwiązaną, bowiem Wotańczyk oddał strzał z karabinu przeciwpancernego - który odstrzeliłby kawałek jej łba gdyby zagrała Va Banque - w ten sposób rozwalając jakiś element otoczenia tuż za nią i niemalże wprawiając ją w szok [dobicie z użyciem dwóch Jokerów]. MG znowu kontynuował Finał, podczas którego elfka została "oplątana przez duchy przeszłości szamana" żelaznymi łańcuchami, wpadła nogą w żelazne wiadro z gwoździami (same zagrania kartą), a następnie dzięki gadce mojej postaci, następującej po deklaracji Branny o tym, że osób takich jak ona nie szanują (parafraza)...
- Jest jeszcze trzecia alternatywa. Porzuć Lyonesse, porzuć narzeczonego, wybierz się z nami, albo przynajmniej ze mną (...)"
...Elfka została dobita (Ekspresja, podstawa 3) w tej konfrontacji, zaś wzruszona, spieczona od żelaza oraz rozbita psychicznie, zagrała Va Banque w czwartej konfrontacji finałowej - pościgu. Tym razem nie przesadzałem już z dobiciami, ale szybko sprowadziliśmy Brannę do jej nieszczęścia (także z powodu kompletnego niefartu 3k10 Prowadzącego), i finalnie została stratowana przez wierzchowca (Gadżet) drużynowego trolla, ze skutkiem śmiertelnym. Na tym sesja się zakończyła.
---------------------------
Sesja trwała nie więcej niż 200 minut (nieco więcej niż 3h), było zaledwie 6 konfrontacji - 3 dyskusje, 2 pościgi, 1 walka - z czego jedynie 2 dyskusje poza Finałem, ale i tak sesja wszystkim się spodobała; skoro zapomniałem robić zdjęcia, to chyba musiała być naprawdę dobra. Choć teraz czuję, że ta gadka była mało wiarygodna i logiczna sytuacyjnie, zaś w Finale głównie ja byłem "aktorem" (patrząc na całą sesję, była ona z mojego punktu widzenia "grą dwóch aktorów, winlandzkiego orka i wotańskiego badacza"), co teraz mi się niezbyt podoba. Wszak sesja powinna być "grą wszystkich czterech/[wstaw liczbę BG] Dżentelmenów/Dam". Niemniej, miałem do wyboru aż trzy rzeczy jako Osiągnięcie, ostatecznie obrałem sytuację z gadką, czyli premię z Ekspresji do uwodzenia elfek (wszak gdyby nie całe okoliczności, Branna na pewno zostałaby tą mową zauroczona). To urozmaicenie, a nie ciągle "Strzelanie, Strzelanie", choć i w tym Osiągnięcie w tamtej sesji by się znalazło.
Uzyskałem aż 6 PD (inni gracze po 5), mimo tego że co najmniej MG i jeszcze jeden gracz odgrywali lepiej. Odnośnie odgrywania a gracze. Grający trollem zabijaką z młotem trochę lepiej postarał się (np.: wymyślił potrącenie lampy, gwoździe w wiadrze, wykorzystał za żeton swojego Wierzchowca), co dobrze rokuje; choć chyba cudem uniknął Poważnego Skandalu po stuknięciu "o jeden raz za dużo młotem" w drzwi posiadłości (czyt.: stuknął narzeczonego Elfki). Elfi oficer natomiast niezbyt popisał się, i często musiał zastanawiać się nad dobrym wykorzystaniem karty. Suma sumarum, z niepozornego wątku sprawa urosła do Bardzo Poważnego Zadania. A MG w końcu miał seryjnie pecha w kostkach (w poprzednich sesjach za często miewał wyniki w okolicach 7-10 na k10), przez co nie wygrał żadnej z konfrontacji w sesji. To przypominało "okładanie Golema [czterech BG] przez policjanta [postacie MG]".
Sesja na pewno będzie za tydzień o tej samej porze.
Reasumując. Akcja na sesji gwarantowana, a w pewnym momencie przypominało to karciankowo-kostkowy "powergaming" (przed konfrontacjami finałowymi miałem 5 żetonów oraz dwie damy i jokera w ręce), acz to głównie z racji pechu MG i szczęścia graczy. Z odgrywaniem nie jest źle, ale na początku zdarza się jeszcze zdekoncentrować (dwa drobne skandale po drodze...). Co z tego, że tylko 3 godziny (gdyby nie film, dołożylibyśmy pewnie kolejne dwie), skoro tego i tak nie było czuć. Żaden z graczy nie przesadza w stronę danych ekstremów, choć Dama na serio dodałaby powagi sesjom. ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.