niedziela, 23 stycznia 2011

Wolsung na służbie #9 - Wszędzie lepiej niż na Równinie Tetonwan

Dziesiąta sesja prowadzona przez Arkadiusza S. Ciesielskiego odbyła się w obliczu zasadniczych zmian personalnych. Ostatecznie Kuba grający szamanem Wirtzem zrezygnował z sesji (i tak nie było go od dwóch poprzednich), Bartek od "le Monda" został wyrzucony z niej po kolejnej wątpliwej wymówce telefonicznej w dniu rozegrania sesji. Tylko przybycie mojego imiennika z "Drużyny B" (drugiej grupy prowadzonej przez mojego MG) sprawiło, że sesja odbyła się w gronie czterech osób. Z innej strony, już kilkanaście minut po 11-stej wszystkie sprawy organizacyjne - przedsesyjne - zostały załatwione. Mój pomysł z cukierkami D'aim jako żetony został przyjęty połowicznie, czyli według zasady "wydajesz - bierzesz cukierka z torby".

Mieliśmy więc w sesji dwóch Śledczych: Friedricha Dachmana (naukowca) oraz Matthiasa Arbolstena (duchownego). I mojego wotańskiego badacza i strzelca.

Sesja rozpoczęła się od wejścia mgr Dachmana do budynku pod dziwnym (w Winlandii) szyldem "RTKA". Po zapoznaniu się trzech Dżentelmenów ze sobą, do biura trafiła pneuma od Hansa "Kurczaczka". Była ona kolejną nowinką z Cahoroa informującą o zaginięciu wyprawy handlowej do tamtego miejsca, z podaniem adresu i nazwiska fundatora. Tym fundatorem był wiceprezes pewnego cechu handlwoego, krasnolud Josef Tomasson, u którego pogłoska potwierdziła się i BG otrzymali parę wskazówek oraz przewodnika. Tym, który znał trasę handlową był niejaki Oscar Carlen, mieszkający w stajni i (po wnikliwej analizie) pokryty jakąś mazią technomagiczną. Po dopięciu szczegółów, postacie zamierzały czegoś dowiedzieć się o Tomassonie.

Dżentelneni przybyli więc do mieszkania ich informatora, Hansa, lecz ten o 12-stej pracował w fabryce czekolady, w swoim domu być nie mógł. Przy wychodzeniu z bloku robotniczego, zaatakował BG ten sam jegomość, który podsyłał postaciom [podczas podprzedniej sesji] fajki, chcąc się odegrać na bohaterach, w tym na Mathiasie Bernhardzie za poparzenie lewego ramienia. Antagonista wraz z ogrem i grupką pomagierów zaatakował trójkę na broń białą, deklarując przed tem, że miał "dobre zamiary". Tenże Antagonista przeliczył się ze swoimi możliwościami i szybko został razony w swoją poparzoną lewą górną kończynę mieczem od Arbolstena. Friedrich próbował strzelać ze swojego rewolweru, lecz narobił więcej zamieszania wśród mieszkających w bloku aniżeli cokolwiek zdziałał. Moja postać także musiała wybrnąć z tego, że użyła broni planej przeciwko kimś "bez broni palnej". W końcu przywódca napastników został ciężko ranny w swoje uszkodzone ramię, oblany rozpuszczalnikiem z okolicznego rezerwuaru. Ogr z kolei został przyszpilony bagnetem i... pinezką przez agenta RTKA.

Antagonistą okazał się niejaki Mark Allen, który chciał parę dni temu przekonać Dżentelmenów do przyłączenia się w szeregi rewolucjonistów z Ligi Wolnych Hrabstw. Po zaleczeniu go przez jakiegoś rytualistę-lekarza (tajemnicę wyleczenia zna tylko Matthias Arbolsten) i zapłaceniu specjaliście, Allen został przekonany, by pomóc postaciom podczas weryfikowania tożsamości i zamiarów Josefa Tomassona. Wizyta w slumsach skończyła się - po krótkim wojażu i rozpoznaniu - na dotarciu do "szefa" Marka, który opowiedział, że pan Tomasson przemyca szlakiem Miscatonic - Cahoroa mroczne magiczne artefakty ("duperele szangińskie"), współpracując z profesorem Lüchsem... Więcej BG nie dowiedzieli się, a im została podróż koleją do Pettysburgha, a potem karawaną do Cahoroa.

W samym mieście na równinie, postacie uległy czarowi handlującymi rupieciami, przez co utraciły trochę funduszy [-1 do Bogactwa każdy]. Podczas samej podróży przez Równinę Tetonwan, przewodnik Carlen "zgubił drogę", a dopiero po telepatycznej konsultacji eddyjskiego kapłana z jego żoną, wóz z czwórką osób ruszył dalej. Szybko Dżentelmeni odkryli, że stado bizonów chce ich stratować. Co gorsza, dwa stada były owładnięte Duchem Stada. Zdawałoby się, że mimo spostrzegawczości obu "Maciejów" oraz próby zmylenia pościgu przez opary paromotocykla Friedricha, właściwie konfrontacja jest przegrana. (Niezależny) wódz bizonów trafiony został "przypadkową" spadającą wiwerną obładowaną materiałami wybuchowymi. Na bizony polowało plemię Windian, które z kolei było ścigane przez oddział kawalerii LWH [tak, to z powodu kart]. Jednakże szybko potem moja postać wypadła z pędzącego powozu. Gdyby nie efektowne zmylenie wszystkich bizonów przez Dachmana [66 przy teście z drugiej linii, zgodnie z autorskimi zasadami MG, +13 do czyjegoś testu z powodu 10 podbić i +3 z podstawy], a potem Duchowny wypatrzył okazję do takiego pokierowania Oscarem powożącym wóz, by pzoostałe bizony wpadły na siebie.

W samym Cahoroa okazało, się, że Rok strzegł jaja, które blokowało pewien właz. Gnom znalazł jakieś inne przejście, dzięki któremu (tylko jemu) udało się dostać pod jajo, znajdując zaginionych. Dżentelmeni postanowili przekonać wielkiego ptaka, by na chwilę odgarnął jajo oraz wypuścił ludzi pod włazem. Zwierzę było zwierzęciem, pozostały inne środki przekazu, a do wielkiej bestii dołączyły dwa pomniejsze... Moja postać fleszem od aparatu fotograficznego (zmaksymalizowanym specjalną dużą soczewką od inżyniera ze Stableton) trochę oślepiła wielkie oczęta roka. Cały Finał był festiwalem Ekspresji oraz robienia wszystkiego, by zafascynować rokiem. Pozytywki, miło brzmiące słówka, śpiewy i jeszcze bardziej komiczne próby wywołania wrażenia na ptaku zdominowały całe starcie. Gdy BG mieli zostać zauroczeni przez magnetyzm Roka, postawili na szali swoje życie, by przekonać bestię do swoich zamiarów. Wokół rozpętał się cyklon, a zaraz potem pobliskie tornado. Dało to skutek taki, że i Rok postawił na punkt swojego instynktu nie dać się postaciom [Va Banque]. Wielu zagrań obu stron nie pamiętam, bo było ich zbyt wiele i były bardzo komiczne, jednakże moja postać i Jacka (Arbolsten) została wybroniona przez splot okolicznych wydarzeń (w tym meteor spadający obok roka), a ostatecznie Godi przekonał wielkiego ptaka do siebie. Poszukiwani zostali uratowani, a Rok był do (prawie) pełnej dyspozycji Dżentelmenów...

Sesja trwała prawie 4,5 godziny, po jednym rodzaju konfrontacji. Pościg cudem wygrany, a Finał w zasadzie także. Jacek (Matthias Arbolsten) dostał 6 PD, ja 5 PD, a nowy gracz 4 PD z powodu bardzo małej aktywności (pominąwszy konfrontację) i dość mierne wykazywanie się inwencją twórczą. Cóż... nad tym można popracować. MG stwierdził, że dał zbyt trudny pościg przed bizonami, a zaraz potem... ostatniego stada nie było w konfrontacji. Wiele czasu zajęło m.in. opracowanie jakiegokolwiek planu wobec Roka.

Zyskałem już drugie Osiągnięcie Nadzwyczajne. Jak dla mnie, wystarczy ryzykowania utraty swojej postaci na co najmniej dwie sesje w przód. W następny tydzień sesji nie będzie, a dopiero za dwa tygodnie, a za trzy... ZjaVa. Brakuje trochę graczy do sesji, bowiem - na obecną chwilę - jest ich trzech, z czego za dwa tygodnie Cooperatora nie będzie. Niebawem rzucę kolejne ogłoszenie do naboru do sesji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.