czwartek, 11 sierpnia 2011

[KB#24] - RPG a pociąganie

Pociągać, przyciągać, zaciągać, wyciągać, przeciągać, etc. Tyle interpretacji pytania "Co najbardziej pociąga Cię w RPG?", ile poszlak zrozumienia trzeciego słowa w zacytowanym zdaniu, Lać wody we wstępie nie umiem, to przejdę od razu do personalnego wpisu, podzielonego na trzy człony. Co z tym pociąganiem a RPG?

1. Pociągać, czyli zaciągać do konkretnego stanu, jakim jest gra w RPG. Innymi słowy, wszystko to co sprawia, że zainteresowałem się RPG.
2. Pociągać, czyli przyciągać swoimi walorami oraz wyciągać z otchłani czasu i miejsca. Innymi słowy o tym, co sprawia, że RPG jest dla mnie czymś więcej niż zwyczajnym zjawiskiem,
3. Pociągać, czyli przeciągać przez próby czasu. Innymi słowy: dzięki czemu wciąż interesuję się RPG i zajmuję się nim nie tylko poprzez rozgrywanie sesji.

Numer Jeden

Pierwszą definicję po części dopełniłem poprzednim wpisem do Karnawału Blogowego (a raczej w jednym ze swoich komentarzy). W skrócie: swobodna eksploracja świata współwyobrażonego bohaterem, którego mogłem kreować dowoli podług okolicznośći, jakie go spotykały. Te słowa zahaczają o sandbox. Może coś w tym jest mimo, iż ani razu nie grałem w "typowy" RPGowy sandbox oparty na przedtrzecioedycyjnych edycjach D&D [lub systemów podobnych] z losowaniem, co się zdarzy w danym kwadracie mapy/lochu.

W grach komputerowych z dowolnością tworzenia akcji i oddziaływania na świat przedstawiony bywa różnie. Najczęściej jednak twórcy prowadzą nas za rączkę, a od nas jedynie zależy, ile zasobów i czasu zużyjemy na pokonanie wyzwania. Gier [nawet cRPG] w których mamy jakąś dowolność wykonywania działań lub chociażby zdecydowane różne metody przejścia jednego "rozdziału" gry mamy względnie niewiele. Posunę się wręcz do stwierdzenia, iż znajdziemy więcej gier "nie-cRPG" w których wspomniany skrót mojej notki do KB można przyłatać. Ot, Anno 1602 (oraz późniejsze edycje), gdzie właściwie jak chcemy prowadzimy swoje kolonialne poletko [jeśli odejmiemy opcje przewidziane przez autorów]. Podobnie w Minecraft, gdzie mamy szerokie pole do popisu. Z cRPGów na wyróżnienie zasługuje głównie TES III, gdzie nie musimy wypełniać Main Questa (zamiast tego, np.: pozwiedzać dużą wyspę, kolekcjonować przedmioty w rodowej posiadłości), a dzięki modom możemy zdecydowanie zmienić obraz rozgrywki... 

Generalnie pisząc: w grach komputerowych drażniły mnie symetryczne mapy, zwłaszcza w strategiach. Natomiast gry z serii HoM&M polubiłem właśnie dlatego, ponieważ mogłem na największych mapach dowolnie zwiedzać i zajmować kolejne obszary, a w czwartej odsłonie czułem, że bohater jest czymś więcej niż wymogiem do posługiwania się armią oraz "miotaczem magicznym".

Literatura? Brak interakcji i zmiany wydarzeń - to posłuży za odpowiedź (gry paragrafowe powielają identyczną przypadłość co gry komputerowe: można zrobić tylko to, co przewidział autor). Gry bitewne (figurkowe)? O ile tworzenie scenerii zależy tylko od konsultacji z przyszłymi graczami oraz z możliwościami zaprojektowania pola bitwy, to wszystko sprowadza się do walki. Nie muszę dalej wspominać o grach planszowych i karcianych.

Co takiego sprawia, że zainteresowałem się RPG? Możliwie mało ograniczony (tylko poprzez możliwości postaci oraz okoliczności w samym świecie przedstawionym) stopień kreowania świata. Ot, możliwość stworzenia postaci, słynnej z takich i innych dokonań, wyszkolonej w odpowiednich umiejętnościach i aspektach, która dokonała konkretnych zmian w świecie w którym ta postać żyje. Dodam jeszcze możliwość kreowania swojego "poletka", co można rozumieć na kilka sposobów: budowa nowego państewka Gdzieś Na Zapupiu/W Nowszym Świecie, układanie sobie pozycji w istniejących realiach, zdobywanie kolejnych szarż i tytułów, kolekcjonowanie przedmiotów i okoliczności do rozwoju bohatera [nie jest to równoznaczne z tworzeniem "choinki na przedmioty"].

To w grach komputerowych możemy po części spełnić, lecz w praktyce albo zawsze jakiejś dowolności eksploracji i "chomikowania" będzie nam brakować (TES III choćby), albo brak tworzenia tego konkretnego bohatera (Anno 1602), tudzież bohatera nie da się w żaden zasadniczy sposób zindywidualizować (Minecraft). W grach bitewnych brakuje pewnej nieprzywidywalności na etapie tworzenia: tworzenie makiety jest całkowicie nielosowe i często nie zależy od zasugerowanych warunków początkowych (dlatego zawsze, tworząc mapy w HoM&M czy The Battle for Wesnoth, generowałem je losowo), już w trakcie tworzenia znamy jej tajemnice, a po kilku rozegranych bitwach ta konkretna makieta może się znudzić... To co wymienione, nie brakuje w dobrej sesji RPG, w jakiej grałem, gram i chcę grać.

Co z odgrywaniem? Traktuję ten aspekt RPG jako wsparcie środka do celu (zadeklarowanie akcji), lecz samo w sobie nie jest czymś, co mnie pociąga w RPG. Miło jest przygadać tak BNowi (tudzież zachwycić pannę), by powiedzieć "Ale go zagadałem!", jednak wymaga to wcześniej sukcesu w rozgrywce.

Numer Dwa

Wydaje się, że na definicję "pociągania" numer dwa odpowiedziałem w poprzednich akapitach? Nie do końca. Nie wspomniałem choćby o odczuciach, jakie żywiłem i żywię nadal w stosunku do gry w RPG. Nie odniosłem się do wymienionych poprzednio walorów RPG inaczej niż do spostrzeżonego faktu.

Kiedy rozgrywałem swoje pierwsze kampanie bohaterem w D&D 3.0, fascynowało mnie to, że moja postać stopniowo stawała się "kimś". Szlachetka [świeżutki sierota], który wydostał się z niewolniczego gladiatorstwa wraz z kompanem elfim druidem, przyczynił się do: obrony osady oblężonej przez gobliny, worgi i gorsze ustrojstwa, zdobycia fortu (m.in.: poprzez dwójkową misję włamania się do serca fortyfikacji), renowacji opuszczonej posiadłości rodowej, zdobycie szarży pułkownika i pomoc w formowaniu armii na sąsiedniej wyspie, przy okazji zdobywając jakąś niewiastę. Nawet jeśli uwzględnić wszelkie moje trudności w odgrywaniu oraz aktywności na sesji, to nie mogę odmówić jednego: mogłem być dumny z siebie, że udalo mi się stworzyć postać, która coś naprawdę znaczyła w świecie przedstawionym. A grało się nią miło.

Oczywiście nie znałem wtedy zbytnio mechaniki D&D 3.0 (dopiero w trakcie zacząłem coś kombinować z postacią). Nie dość że połączenie przedstawicieli klas (druid i wojownik - optymalizatorzy, oceńcie sami) wypadło niefortunnie pod względem mechaniki, to nie byłem tym "aktywniejszym" w kampanii.

Kiedy przykładałem się do grania w RPG, fascynowało mnie to, że idę na kampanię w celu pogrania sobie postacią i stworzenia własnych wydarzeń (oczywiście wraz z innymi kompanami). Jak nie wojownik, to inne postacie: byłem bardzo chętny na sprawdzenie innych klas i systemów. Bardzo entuzjastycznie podchodziłem do RPG. Czasem może nazbyt, lecz w pewnym stopniu RPG było czymś niezwykłym.

A jak jest obecnie? Powiem wprost: nie czuję niezwykłości gier fabularnych/gier w odgrywanie ról. Najprawdopodobniej "wyprały" mnie z tego licznie rozegrane PBFy, w których wypróbowałem około trzydziestu dość różnych postaci. Starałem się każdą odegrać (a raczej - pisać) inaczej, lecz rzadko wychodziłem z pewnego sztywnego schematu. W pewnym momencie odechciało mi się uczestniczyć w kolejnych PBFach, jesli miałbym grać "tymi samymi postaciami". Czuję awersję do takiego grania, acz z drugiej często zdarza mi się ograniczać tworzenie postaci do kilku określonych inspiracji. Poeksperymentowałem jak chciałem, czułem że szczególnie D&D 3.5 po prostu "wyżułem". Fakt, iż rzadko która sesja PBF trwa choćby 200 postów w temacie, tylko dołożył cegiełkę do braku dalszego bawienia się RPGami.

Tej niezwykłości nie odzyskałem nawet jak grałem wotańskim łowcą nieumarłych (w tym byłym podoficerem oraz magistrem geografii) w Wolsunga, który po drodze został agentem Reichsthaumkontrolleamt, uratował kawałek Lyonesse, dwukrotnie zwiedził Astral i zmierzył się z [tym samym] demonem, uratował k.u.k księżniczkę i doprowadził do schwytania sudryjskiego nacjonalisty (który to zorganizował próbę porwania wspomnianej arcyksiężniczki), ugłaskał Roka, przyczynił się do ustabilizowania sytuacji w Innsport, poświęcając swoje życie... Może zdobywania fortów i odbudowywania posiadłości nie było, lecz wyczyny oraz zasługi mojego Dżentelmena były nie miejsze (a prawdę pisząc: znacznie wznioślejsze) niż mojego pierwszego RPGowego bohatera. Dla mnie, towarzystwo przy stole gry było lepsze (lepiej się w nim czułem) niż ze swoją pierwszą drużyną. Mimo to, RPG stało się dla mnie nie tyle rzemiosłem, co zwyczajnym środkiem do spędzania czasu w taki a nie inny sposób.

W porównaniu do wielu moich zainteresowań, RPG przetrwało próbę czasu (czytaj: nie znudziło się po 1,5-2 latach względnie intensywnego interesowania się). A może najzwyczajniej brakuje mi pewnej dozy eksploracji i "sandboksowania"? W Wolsungu o to drugie bardzo trudno, a sam system ten nie wspiera "rozwijania swojego poletka" moim zdaniem. W pewnym momencie przestałem chcieć wypróbować nowe postacie na sesjach, za to obecnie marzę o "jeszcze lepszym rozegranym cyklu kampanii". Nie podchodzę do RPG z tak wielkim entuzjazmem, jak jako świeży licealista. Natomiast im więcej rozgrywam (w tym prowadzę) sesji, czytam więcej notek i artykułów w internecie czy książkowych almanachów, poznaję nowe systemy RPG oraz ludzi, odnoszę wrażenie że "wiem coraz mniej" o tym, jak grać w RPG tak, by sprawiało mi to większą niż płytką przyjemność.

RPG ani mnie nie "przyciąga", ani "wyciąga", choć zachowała się szczątkowa siła "wciągania".

Numer Trzy

Wspomniałem wyżej o tym, że zainteresowanie RPG w moim przypadku przetrwało (pierwszą) próbę czasu. Skoro RPG nie jest już dla mnie czymś "nizwykłym", to dlaczego robię coś więcej niż rozgrywam jako gracz kolejne sesje?

Gęste giercowanie w gry komputerowe przypadło u mnie w okresie, gdy Internetu jeszcze nie miałem, a później kiedy dopiero uczyłem się z niego korzystać [wrażliwych na dzieciństwo człowieka informuję, iż trochę w piłkę grałem z kolegami na podwórku]. Siłą rzeczy nie miałem jak przenieść tego zainteresowania poza obręb swojego dysku twardego, a będąc aktywnym na Adamantytowej Wieży uznałem w końcu, że nic nowego od siebie nie wniosę: "to już zostało dawno przebrnięte w grze", a do tworzenia jakichś artykułów trzeba mieć sporą wiedzę i dobre pomysły, których [obu] nie miałem... 

Innymi słowy, z innymi zainteresowaniami (gry komputerowe to tylko przykład) nie miałem mozliwości efektywnego kontynuowania zaczętego już hobby poza obręb konsumenta nie tworzącego choćby bardziej rozbudowanych relacji z gry. Cóż, pewien "renesans" grania w gry komputerowe u mnie był: skutkował AARami (After Action Report) z gier Paradoxu Interactive oraz k2 gier innych produkcji. Niemniej to było tylko ponowne przygotowanie i zapalenie pochodni, nic więcej.Jak tylko znudziłem się AARotworzeniem, tak znudziłem się dalszym rozwijaniem zainteresowania grami komputerowymi. Ot, zejście do casualowości (a raczej brak prób wyrwania się z tego poziomu).

Streszczając: dzięki Internetowi miałem okazję rozmawiać, a później pisać o RPG. Rozwijać swoje zainteresowanie. Z pewnością PBFy - a w konsekwencji poznani ludzie w bezpośrednim kontakcie, w rozegranych sesjach "na żywo" - pozwoliły mi przetrwać tzw. "posuchę RPGową", czyli brak regularnego grania w drużynie w bezpośrednim kontakcie. Niemniej zacząłem dyskutować na forach, później na Polterze, aż doszło do blogowania.

Jest prawdziwe stwierdzenie, że kilkukrotnie chciałem zrezygnować z RPG. W pewnym stopniu moje wrodzone lenistwo sprawiło, że nawet tak odważnej decyzji nie podjąłem przed samym sobą, czekając na rozwój wypadków i wydarzeń. Okazało się, że tym razem dobrą decyzją było "czekać". Ot, negatywne opinie i brak RPGowania przemijają, a zostaje to, co się dokonalo czy to, co się napisało.

RPG "przeciągam przez próby czasu" przez to, że mam jakiś sens i cel rozwijania swojego zainteresowania ponad casualowe granie raz na miesiąc. Pisząc na temat RPG, mogę pokazać się z pewnej strony, wypracować jakiś warsztat i pozycję, poznać nowe osoby. Podobnie jest z graniem: przy okazji poznając nowych kumpli (bardzo nie lubię ponownie szukać drużyny: poprzednie kontakty są nie do podtrzymania, co mnie irytuje), czerpiąc satysfakcję z robienia bohaterem tych rzeczy, które wymieniłem w tym bardzo długim wpisie na Karnawał. 

Cel? Celem jest rozwinięcie zainteresowania RPG na tyle, by nie stał się kolejnym hobby, które nudzi się po kilku latach. Sens? Jak trafił się temat, na który mam coś do powiedzenia, to czemu by nie skorzystać? Czuję, że więcej powiem na zagadnienia dotyczące lub okalające RPG, aniżeli np.: o grach bitewnych figurkowych.

Ilustracje pochodzą ze źródeł Wikimedia Commons.

4 komentarze:

  1. Dzięki za przyłączenie się do tej edycji Karnawału i wspieranie internetowej rewolucji ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. 'Miło jest przygadać tak BNowi (tudzież zachwycić pannę), by powiedzieć "Ale go zagadałem!", jednak wymaga to wcześniej sukcesu w rozgrywce.'

    Ciekawe czy na pannę też to w taki sposób działa ;)...

    - - -

    'co zwyczajnym środkiem do spędzania czasu w taki a nie inny sposób.'

    A czy to źle? Pasja - dobra rzecz, ale zawsze trzeba mieć jakiś dystans. Przynajmniej moim zdaniem.

    - - -

    '(bardzo nie lubię ponownie szukać drużyny: poprzednie kontakty są nie do podtrzymania, co mnie irytuje)'

    Tu się różnimy :) - ja chyba bardziej wolę za każdym razem prowadzić rekrutację niż, tak jak to określasz, podtrzymywać niepodtrzymywalne stare kontakty.

    Plus, zawsze dochodzą pewne przetasowania w grupie (ten nie chce grać z tamtym, ta nie chce grać ze mną, et cetera) - których unikam przez to, iż ciągle szukam nowych graczy.

    Pozdrawiam,
    Skryba.

    PS. Parafrazując takiego jednego panzer-mana :P:

    "Trochę rozciągnięty ten wpis, niemniej przekrojowo ująłeś to co Cię w RPG przy- po- a nawet w- ciąga, Laveris. ;)"

    OdpowiedzUsuń
  3. @Skryba

    "
    Ciekawe czy na pannę też to w taki sposób działa ;)..."

    Chodzi mi o to, żeby po sesji między graczami powiedzieć "Ale go zagadałem". ;) Tudzież "Ale ją wyrwałem".

    "A czy to źle? Pasja - dobra rzecz, ale zawsze trzeba mieć jakiś dystans. Przynajmniej moim zdaniem."

    Może faktycznie nabrałem większego dystansu. Mniejszą nieprzyjemność sprawia mi fakt, gdy postaci coś mocno nieprzyjemnego się dzieje, a zacząłem w pełni tolerować śmierci postaci w jednostrzałówkach. ;) A tak na poważnie: może najzwyczajniej przestałem widzieć RPG w różowych okularach?

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo przyjemnie czytało mi się tę notkę, przebrnąłem przez cała, mimo że tak długa. ;) W takim stylu można pisać setki stron. ;)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.