środa, 17 sierpnia 2011

Poltergeist (Not)Integrated

Od Zlotu Poltera 2011 trochę minęło (niecały miesiąc). Sporo czasu jak na kolejną relację z tego wydarzenia, prawda? Jakoś nie mogłem się wcześniej zebrać za napisanie i opublikowanie tej relacji. Jak wyjdzie odgrzewany kotlet czy wręcz danie podane na zimno: pisze się "trudno". Napisaniu tego tekstu towarzyszył mi pomysł, by napisać relację nie będącą tylko i wyłącznie zbiorem peanów na cześć Zlotu, organizatorów Zlotu oraz osób na Zlocie. Ot, stworzyć notkę o tym, jak spędziłem czas i jakie temu towarzyszyły mi odczucia.


Tekst podzielony został według aspektów, a nie chronologicznie.

Jak się grało?
To dla mnie najmocniejszy element Zlotu, tylko uwzględniając sesje RPG. Co prawda musiałem na nie poczekać, aż Jacek "Współpracownik Prawdy"), lecz było warto. Rozegrane dwie sesje w Wolsunga oraz jedną w SWEPl w settingu Evernight (ta ostatnia poprowadzona przez Planetourista). W przeciągu 28 godzin rozegrałem 3 sesje RPG, co jest moim osobistym rekordem. Nie wspomnę już o tym, że te sesje co najmniej podobały mi się, a dzięki nim miałem okazję odrobinę lepiej poznać Planetourista (i jego dziewoję, choć tylko na jednej z sesji), Squida, Zireael, Cooperatora. W RPG grało się tylko w piątek i sobotę, lecz dzięki temu ze zlotu wyniosłem lepsze wspomnienia. przyjedzie na zlot ("jest Cooperator, jest RPG"

Jeśli dodać gry planszowe i karciane, to - sumarycznie - grało mi się naprawdę dobrze na zlocie. Co prawda nie udało mi się dorwać do żadnej z trzech partyjek w Cywilizację (tą oficjalną, nie Portalową), lecz poznałem kilka ciekawych gier w które grałem więcej niż raz. "Smallworld", "Munckhin: Piraci z Karaibów"; do tej listy można jeszcze dorzucić "The Resistance" (IMHO gra zbytnio polega na przekrzyczeniu innych), "Dominion: Intryga" oraz "DiXit".

Podsumowując ten aspekt Zlotu, nie nudziłem się przez dłuższe okresy czasu.

Jak się wypoczywało?
"Ani plus, ani minus" - esencja tej części tekstu. Jak na wydane 30 zł dziennie (dzieląc na liczbę dni) na zakwaterowanie, narzekać nie było na co, choć w domkach było chłodniej niż na zewnątrz [a poza czwartkiem, chmury nie szczędziły deszczu], rano trzeba było nagimnastykować się z użyciem ciepłej wody, a łóżka trochę przykrótkie.

Wypoczywałem poprzez granie w gry, oraz przerwy na rozmawianie z innymi. Nie było ani okazji na bardziej urozmaicone spędzanie czasu (choćby sport), choć akurat ten rodzaj spędzania czasu nie nęcił mnie w założeniu. Mało dobra pogoda nie przeszkadzała mi spędzać czas, choć na pewno nie wróciłem do domu zrelaksowany po zlocie.

Jak się integrowało?
Przechodzę do najbardziej kontrowersyjnej części tekstu. Wbrew licznym opiniom uczestników na Polterze, wcale tego zlotu nie oceniłbym na 10/10 czy choćby 9.5/10. 

Wyjaśniając tytuł: nie czuję się zintegrowany ze społecznością Poltera. Co z tego, że zjawiło się ponad dwadzieścia osób, z czego prawie każda jakkolwiek była związana z Redakcją? Co z tego, że z k8 osobami (podsumowując wszystkie rozgrywki oprócz Resistance) przyjemnie się grało? Przez cały okres czasu czułem się jak osoba trzymająca się z boku z nieznanej bliżej przyczyny. Wykonane zostało kilkanaście rozmów i jeszcze więcej pogaduszek z innymi osobami, lecz nic budującego z tych rozmów nie wynikało. Do tego ciągle jakaś ciekawa opcja na granie [jak choćby ta Cywilizacja] uciekała, co sprawiło do kuriozum wedle którego musiałbym "polować na okazję zagrania w konkretną grę", rezygnując z zagrania w inną. To nie buduje dobrych wspomnień ze Zlotu. Gdyby nie sesje RPG, pewnie kilka okazji udałoby mi się wykorzystać. Ale z innej strony, Dominion znudził mi się po dwóch rozgrywkach, dla przykładu.

Jak z ludźmi na zlocie? Owszem, jak w każdej grupie społecznej składającej się z co najmniej 20 osób z różnych środowisk, znalazło się kilku buców i chamów. Z niektórymi osobami wolałbym nie mieć do czynienia w bezpośrednim kontakcie poza Zlotem. Do tego co najmniej jedna osoba postanowiła wykorzystać obecność Laverisa do ponabijania się z jego osoby, puentowania i ripostowania części moich wypowiedzi niepochlebnym żartem, sarkazmem czy irytującym werbalnym zlekceważeniem personalnym. Za każdym razem, gdy poznaję nową osobę, ma u mnie "czystą kartę" nawet, jeśli wcześniej w Internecie wywarła na mnie negatywne wrażenie. Poradzić nie mogłem na to, że dla co po niektórych Zlot okazał się relacją dla okazania Laverisowi otwartej (lub nie) wrogości.

Nie zawarłem żadnej nowej znajomości, a mogę najwyżej wspomnieć o utrwaleniu k3 wcześniej istniejących. To właściwie dzięki sesjom RPG, w wyniku których mogę "suma sumarum" mówić o przyzwoicie spędzonym czasie na Zlocie oraz poczuciu udanej komunikacji z kilkoma ludźmi. Dopiero od piątku miałem z kim sensownie porozmawiać. Dodam, że byłem jedną z niewielu osób, które nie praktykowały spędzania czasu zgodnie z myślą "tylko z piwem jest przyjemnie"; nie lubię codziennie wlewać w siebie minimum 1,5-2 litrów piwa (czy mocniejszych trunków) tylko po to, by czuć się naprawdę świetnie na konwencie czy zlocie. Lokatorów trafiłem niezgorszych, choć raczej nie nawiązałem z nimi znajomości poza zlotowej.

Opuszczając Zlot zdałem sobie sprawę z tego, jak bardzo obcy są dla mnie ludzie z Redakcji... Jak tu integrować się, jesli się czuje gdziekolwiek napór społecznej ściany? Nie będę dokładać kolejnej cegiełki do ściany "sztucznego wychwalania zlotu". Z aspektu integracyjnego i towarzyskiego, nie wyniosłem nic nowego i zarazem pozytywnego z tego polterowego zgromadzenia. 

Podsumowanie
Będę musiał poważniej zastanowić się nad tym, czy w ogóle jechać za rok. Perspektywy w tym roku były takie jakie napisałem (niekoniecznie z winy pogody). Choć dzięki temu wyjazdowi lepiej poczułem się podróżując przez mazowiecką prowincję; skoro dałem radę dojechać do zapupia, to może dam radę wyjechać i wrócić do miasta, gdzie odbywa się większy konwent w Polsce?

Podsumowując, Zlot Poltergeista w moim odczuciu był wydarzeniem przyzwoitym (7/10). Niestety, poza perspektywą gęstego grania w gry różnego rodzaju, nic mnie nie zachęca do tego, by przyjechać ponownie za rok. 

Składam (spóźnione) podziękowania Zireael oraz jej rodzicom za szybką - trwającą niecałe dwie godziny) i komfortową podwózkę do Piaseczna, skąd mogłem te trzy kilometry pieszo i z bagażami spokojnie przemaszerować do domu.

1 komentarz:

  1. To było do przewidzenia, że jedziesz jako nieproszony przez większość gość. Tolerancja z urzędu. Ty nie jesteś od tego, żeby się z tobą kolegować. Ty masz produkować content, żeby serwis miał czym zapchać stronę. Zmień towarzycho lepiej.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.