czwartek, 21 grudnia 2017

Moje przygody z WFRP 2nd

O drugiej edycji Warhammera Fantasy Role Play kiedyś wypowiadałem się w kontekście fandomu oraz tego, jakie zasady domowe fani WFRP proponują, aby naprawić swoją ukochaną grę. Tym razem - zachęcony podejściem z bloga Radowit - postanowiłem opowiedzieć o moich przygodach z ośmioma sesjami w WFRP 2nd. Dlaczego tylko o drugiej edycji? Albowiem w przypadku pierwszej, te wspomnienia są całkiem w porządku (zresztą, tutaj znajdziecie dlaczego, niżej po zescrollowaniu paru nowszych wpisów). Zaś oczywiście chętnie wypróbowałbym trzecią edycję.

Przyznam się do czegoś: Niewiele brakowało, a zaczynałbym swoją przygodę z erpegowym hobby nie od trzeciej edycji D&D, a właśnie od drugiej edycji WFRP. Co więcej, jeszcze pięć lat temu chciałem zagrać jakąś kampanię w tej grze...

Lecz przejdę do konkretów:

Podejście nr 1:
Jedyna sesja w "Popioły Middenheim", jesień 2007 roku.

Miałem wtedy 16 lat, koledzy z osiedla zaczęli poznawać "co to jest to erpegie". Najpierw jeden z nich zakupił podstawkę do drugiej edycji WFRP, a także przygodę "Popioły Middenheim". Z tej jedynej sesji prawie nic nie pamiętam; głównie to że zapomnieliśmy o czymś takim jak "zestaw poszukiwacza przygód" w ekwipunku każdej z postaci. Każdy z czterech zagrał inną rasą, mnie przypadł krasnolud Ochroniarz, dla którego wylosowano 162 cm wzrostu oraz popielate włosy. Właściwie to nie kojarzę większych zgrzytów czy kwasów z tej sesji. Może to, że w pewnym momencie prowadzący połapał się że "czegoś nie doczytał" i poprosił "dla dobra rozgrywki" o cofnięcie całej sceny z powrotem, bo "coś tam zrobiliśmy mogącego złamać przygodę". Pamiętam też, jak to łomem pewna postać (Kańciarz?) ucięła nogę jakiemuś skavenowi w kanałach. 

Do kontynuacji (dokończenia przygody, a także sesji następnych) zabrakło tego, że samemu prowadzącemu po prostu nie chciało się grać dalej. Wymigiwał się z kolejnych terminów, aż w końcu jeden z graczy wkurzył się, podarł kartę swojej postaci i zaproponował swoją własną kampanię. W D&D 3.0, w roli MG...

Podejście nr 2:
Próba luźnej kampanii latem 2010 roku.

Te dwie sesje to była moja pierwsza zapowiadająca się nieźle próba powrotu do regularnego grania sesji (wtedy miałem za sobą głównie długą kampanię w D&D 3.0, a także pojedyncze jednostrzały w Savage Worlds i Zew Cthulhu). Prowadzący był teoretycznie zmotywowany, zebrała się grupka graczy przez internet, do grania na żywo. Grałem Strażnikiem Dróg (człowiekiem) na dodatkowych 500 PD, nawet dwukrotnie mój koń ginął (dwukrotnie, bo na początku drugiej sesji otrzymałem nowy).

Z samej fabuły tych dwóch sesji dużo nie pamiętam, poza ratowaniem jakiegoś większego miasta (nie pamiętam nazwy) przed jakimś kataklizmem. A raczej ratowaniem siebie. Nikt nie zginął, tylko ktoś został zmutowany; nieistotne, na drugą sesję "gdzieś w górach na wschodzie Imperium" gracz i tak nie przyby". Natomiast zapamiętałem to, że prowadzący był zwolennikiem zasad zwiększających szkody zadawane przez broń dystansową, głównie broń palną (aż do Siły 8 dla rusznicy!).

W każdym razie, kontakt w pewnym momencie (po drugiej sesji) się urwał. Nie wiem na ile to z powodu braku czasu bądź chęci prowadzącego, albo bycia "po cichu wyrzuconym z grupy". Pamiętam, iż pytając się jednej z graczek dlaczego nie było jej na drugiej sesji, odpowiedziała iż "nikt nie poinformował jej, że jest druga sesja"...

Zaś na regularne granie sesji RPG musiałem poczekać aż do kampanii w Wolsunga, rozpoczętej w listopadzie 2010 roku...

Podejście nr 3:
"Mistyczna" senna kampania, w której byłem przez trzy sesje; maj/czerwiec 2011.

Jak komuś się chce, tutaj nawet zawartość tych sesji: raporty (1, 2 i 3).

To akurat przypadek kampanii, która ponoć trwała więcej niż trzy sesje, lecz po tym kolejnym nieporozumieniu z prowadzącą rozeszliśmy się (tj.: ja od jej sesji i tej osoby prowadzącej sesję). Po prostu nie zgadzaliśmy się w tym, jak się wspólnie bawić na sesjach RPG. Przyznam, byłem zbyt męczący w mailach...

Natomiast do dziś nie wiem, co miało być mistycznego w tej kampanii. Ogółem przegadane sesje, z czego jedna "w sen", podczas których to zasypiałem z nudów. Pełne przekombinowanych postaci innych graczy, na drugiej zaawansowanej profesji (jedna z nich to fiku-miku, super szlachcic z Arabii z Tradycją Cienia "za pedeki"). Niby jakiś wątek, jakieś śledztwo, jakieś zagadki, ale jakby nijakie, senne, pełne odgrywania postaci dla samej sztuki odgrywania.

Chyba za bardzo wtedy chciałem grać w sesje RPG za wszelką cenę...

Podejście nr 4:
Jednostrzał u znajomego, także czerwiec 2011.

To jednostrzał prowadzony mnie oraz trójce graczy z tamtej grupy co w "podejściu numer trzy", w tym tamtejszej Mistrzyni Gry. O ile do samego prowadzącego nie było zarzutu (ot, próbował poprowadzić sesję w jakąś klasyczną przygodę z tajemnicą i akcją gdzieś w dziczy nad rzeką), lecz właśnie...

Po tym jednostrzale, prowadzący-znajomy w mieszance szoku, rozczarowania i tłumionej furii skarżył mi się, jak bardzo był zlewany przez tamtą trójkę. Czuł on, że tak naprawdę tylko ja chciałem w ogóle uczestniczyć i prowadzić dialog jakim jest sesja RPG. Reszta już od początku - wprowadzenia w karczmie - interesowała się tylko i wyłącznie odgrywaniem postaci i śmieszkowaniem między sobą, mając prowadzącego głęboko w dupie. Tak jakby prowadzący oraz ja byli na doczepkę, aby oni mogli sami robić sobie bekę z nas.

To nie tylko moje i znajomego przypuszczenia. Sam delikatnie zapytując się tej "Mistrzyni Gry" uzyskałem odpowiedź, iż celowo postanowili sobie zrobić bekę z prowadzącego.

Podejście nr 5:
Jednostrzał gdzieś na jakimś RPG Instancie (jednym z pierwszych) w Warszawie, rok 2013 pory roku niezapamiętanej.

Przyznam, że wtedy już za bardzo nie byłem zainteresowany graniem kampanii w WFRP drugiej edycji. W tej sesji uczestniczyłem głównie dla zabicia czasu na "spotkaniu grupowym", z braku innych interesujących sesji.

Tę sesję mogę opisać kolejnymi żółto-czerwonymi lampkami ostrzegawczymi:
  • Prowadzący zdumiony spojrzał na mnie, kiedy zaproponowałem, ze ja i drugi gracz wylosujemy postacie. Wylosowałem Złodzieja i w sumie było mi z tym w porządku.
  • Podczas mojej próby zbierania plotek po karczmie, po krótkiej deklaracji "idę dowiedzieć się o czym plotkuje gawiedź, przysiadając się do nich; chcę rzucić na Plotkowanie", prowadzący cofnął mnie i powiedział, "że tak się nie robi w RPG". Rzekomo powinienem był całą tę przerywnikową scenkę odegrać, pogawędzić, poklimacić i wtedy ewentualnie w ogóle rzucać. Finalnie nie rzucałem w ogóle - w końcu uzyskałem te informacje bez jakiegokolwiek zastosowania reguł...
  • Prowadzący wprost popisał się nieznajomością mechaniki drugiej edycji WFRP, sugerując iż istnieją minusowe hapeki "-10 nieprzytomność/-20 śmierć". Zresztą, przyznał się po sesji, że dowolnie miesza edycje WFRP.
Sama sesja z przebiegu mierna, głównie bawiło mnie samo losowanie postaci.

Podsumowanie
Jak widzicie, kiedyś mocno próbowałem w WFRP 2nd. Gdybym miał więcej szczęścia, odrobinę więcej determinacji oraz gdybym w "podejściu numer trzy" był bardziej ugodowym (czytaj: grającym za wszelką cenę, wbrew własnym odczuciom i nie zgłaszającym uwag do sesji) graczem, to zapewne zaliczyłbym jakąś kampanię w drugą edycję WFRP.

A tak, okienko czasowe przepadło, aż do wtedym kiedy dokształciłem się erpegowo i zrozumiałem, że istnieje multum ciekawszych gier. Co więcej, jesienią 2013 roku zagrałem w Iron Kingdoms i to był początek mojego przekonania "po co WFRP, skoro Iron Kingdoms/podobne ciekawsze gry"....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.