środa, 20 lutego 2013

Grand Theft Altdorf #4 - Massively Roleplaying Zombies

Ostatnia sesja osadzona w Grünburgu, następne będą gdzie indziej. Podczas tej sesji, bohaterowie graczy tylko potwierdzili, że są zamożnymi poszukiwaczami przygód, już uzbrojeni po kolczugi i pęki strzał, niezbyt skorzy do wydawania pieniędzy po karczmach. Tak oto, w cztery sesje Pierwszego Warhammera Fantasy, postacie graczy nauczyli się więcej w życiu niż przez swoje ostatnie pół żywota, naoglądali się więcej złota niż dotąd i jak do tej pory mają farta z unikaniem naprawdę poważnych konsekwencji. 

Ale ok. Ten APek jest o tej czwartej sesji w WFRP 1st. Kumulacja planowanego od dawna "questa" plus wydarzenia losowe. Pogoda wciąż nie chce się zmienić z ulewy na ładną pogodę. Tak to bywa w Ło'hammerze.

Poszukiwacze Przygód:
- Bengt Kahler, były Poganiacz Mułów ze wsi Herzhald pod Bögenhafen, ma 25 lat i znany jest z tego, że ma bicz.
- Boris Jünger, obecnie Łowca Nagród, były Robotnik z Blutroch, ma 20 wiosen, jego marzeniem jest zostać wybitnym łucznikiem, jak na razie zdobył łuk, już ze strzałami.
- Gerhard Poßlig, były Zielarz ze wsi Dorchen pod Starą Wsią Altdorfem, przeżył 20 jesieni i zna aż cztery języki.
 - Ginewra, była (?) Banitka ze Starej Wsi zwanej Altdorfem, ma 22 lata i jako jedyna z ekipy ma obu żyjących rodziców, umie czytać i pisać, także skutecznie walczyć.

Gerhard dołączył do gry niespełna przed końcem sesji. Ogólnie rzecz biorąc, tym razem postanowiłem uaktywnić questa przygotowanego jeszcze przed tą "kampanią", skoro i tak miała to być potencjalnie ostatnia sesja przed pożegnaniem miasta. Minął już czas oczekiwany (~6 dni, rzut k6, "1" do wylosowania), kiedy to zlecenie miało się pojawić. Uznałem, że następnym razem zleconka od Misia Gry będę po prostu wstawiać wtedy kiedy uznam je za stosowne, ewentualnie będę rzucać "za ile dni się pojawi" albo turlać k6 ze wzrastającym progiem sukcesu (aż do 1-6, czyli automatycznego pojawienia się zadania).

Przebieg sesji

Niedziela, 22 maj 2503 KI, wciąż ulewa przeplatana burzami, co z tego że rześki chłód jak w listopadzie, skoro od porywistego wiatru, po niemal huraganowy. Ogólnie, gdyby "Zielony Zamek" nie był miastem targowym, BG żywej duży nie napotkaliby na ulicach. Ale geszeft to geszeft, nie w takiej pogodzie się handlowało...

Bengt spędził te pół tygodnia w przytułku, o czym sobie uświadomił dopiero w niedzielę rano. Ponieważ w przytułku jest nazbyt "przytulnie" i bukiet kwiatowy imponowałby nawet szczurołapom szabrującym siedliska skaveńskie, Bengt postanowił opuścić przytułek i wybrać się do karczmy, gdzie żyją jego kumple z ferajny. 

W tę niedzielę, trzej bohaterowie przygód dostosowali swój kryty wóz do podróży, w tym dostosowując jego wnętrze do awaryjnego przenocowania na trakcie oraz dodając z tyłu okienko strzelnicze. Wylosowałem, że ten "quest" pojawi się o godzinie trzynastej. Wtedy to niejaka młodociana łowczyni nagród popytała o najemników w "Czarnym Niedźwiedziu" i znalazła potencjalnych "podwykonawców" - postaci graczy. Zleceniem było dorwanie syna barona, utracjusza i rajfurskiego obiboka Magnusa von Bertha, żywego lub martwego. Za stawkę 60 zk do podziału i "łupy, jakie znajdziecie", Boris, Bengt i Ginewra zgodzili się na robotę.

Popołudniem, poszukiwacze przygód wybrali się na targ. Bengt kupił sobie solidną tarczę i dwie pochodnie. Drugie losowanie wydarzenia codziennego wskazało na generator miejski - "trupy wychodzą z grobów i zaczynają atakować mieszkańców". Zinterpretowałem to jako anomalię w cmentarzu, gdzie faktycznie na powierzchnię wypełzło trzynaście trupów (3k6), w tym jeden odrobinę żywotniejszy (losowanie "herosa"). Gracze jeszcze nie zajęli się tym nowopowstałym wątkiem, a skoro wylosowałem że przez pierwsze parę godzin straż miejska nie pojawiła się na cmentarzu, to doszły dodatkowe cztery trupy (k6). Ale o tym później.

Rozprawa z Magnusem Rajfurem. Bohaterowie zaczaili się gdzieś w zauku dzielnicy biedoty. Ponieważ ów obibok był bardzo dobrze rozpoznawalny (białe, bardzo długie kręcone włosy i kolorowe drogie ubranko), nie było większych problemów z odszukaniem go w niespełna godzinę. Boris zagadał szlachcica-rajfura, aby poszedł za nim w bliżej nieznane miejsce. Test Ogłady oblany, ale nie krytycznie, więc po chwili Borisowi udało się skłonić Magnusa, aby poszli razem do jakiegoś pokątnego przybytku. Wtem nieudolnie Ginewra z Bengtem wyskoczli z ukrycia, w wyniku czego Magnus zaczął uciekać. Nie udało mu się to, trzej bohaterowie byli szybsi, i po dwudziestu sekundach walki cel zlecenia był martwy. Denat ogołocony do gaci, bez głowy wrzucony gdzieś do beczki w rynsztoku. 

Sprawdziłem, które cenne przedmioty mogą zostać rozpoznane w mieście jako Magnusa Wyszło, że: koszula dobrej jakości, ciężka futrzana peleryna, srebrny zdobiony naszyjnik (jakieś trzy na siedem, licząc każdy zwyczajny element ubioru). Jeśli doliczyć nagrodę od tej młodocianej "łowczyni nagród", to bohaterowie obłowili się jak nigdy dotąd, dwójka z nich kupiła sobie bluzy kolcze z rękawami (zwany "kolczugą" w różnych miejscach polskiego tłumaczenia podręcznika). No dobra, dopiero późne popołudnie.

Kiedy wieczór właśnie zbliżał się, poszukiwacze przygód ruszyli rozprawić się z tymi zombiakami. Cmentarz podzieliłem na cztery segmenty, tamże umieściłem zombiaków i tym podobne. Cztery dodatkowe trupy były już poza płotami cmentarza, zaczęły chadzać sobie po ulicach. Opisanie całej sceny trwającej  trochę ponad godzinę czasu rzeczywistego trwałoby kilka akapitów, więc ograniczę się do ogólników plus to, co przeczytacie kilka akapitów później we "Wnioskach i wrażeniach z sesji". Walka przed cmentarzem  - bohaterowie poradzili sobie walcząc na dystans z jakiejś opuszczonej kamienicy (w tym kombinując z płonącymi strzałami), po niej przybyło pięciu strażników miejskich. Walka na cmentarzu - pierwsze dwa segmenty lokacji (w tym nieco silniejszy zombiak z mieczem) były lekką gimnastyką bojową, ale później strażnicy miejscy szli jak tępe toporniki i nie dawali bohaterom ubić zombiakom. Ze strat "sił dobra" tylko kapral straży miejskiej został ciężko ranny.

Z perpsektywy kilku dni po tej sesji widzę, że poza tą niedzielą za dużo nie działo się na sesji. Za to pojawił się Gerhard, jakby ocknął się po śnie i podrywaniu służek w karczmie. No, raz to wylosowałem jakiegoś elfiego kapłana Dawnej Wiary (event miejski z generatora), który był ukrytym wyznawcą Nurgla. Albo "burdy w karczmie", czyli ktoś przyłapany na doliniarstwie w karczmie. Niewiele wynikło z wprowadzenia tych wylosowanych wydarzeń, właściwie to niezwykle bolesny plaskacz pewnej panny w gębę Borisa (na 3 Żyw) wniósł więcej do sesji (Test Ogłady się nie udał i to krytycznie, więc zadeklarowałem test ryzyka. Nigdy więcej, następnym razem po prostu rzucę za WW panienki i tyle). Nie dość że Boris ma pecha - drugi raz z rzędu traci Żywotność z powodu testu ryzyka - to jeszcze ma pecha natrafiać na moje decyzje, które po sesji uznaję za lekko przesadzone. 

Dalej właściwie tylko rzucałem, kiedy faktycznie pogoda się zmieni. W końcu (26 maja) się zmieniła, na niewiele lepszą, bo wiatr w normie (słaby), jedyne co psuło pogodę to zwyczajna ulewa. Gracze tylko wyczekiwali na pogodę i teraz widzę, że powinienem na tym 23 maja (wydarzenia z poprzedniego akapitu) skończyć sesję jakieś 20 minut czasu rzeczywistego wcześniej.

Wnioski i wrażenia z sesji

Podstawowy wniosek na przyszłe sesje - nie dajemy radę wspólnie forsować 3,5 godzinnej sesji na TS-ie/Roll20. Drugi raz z rzędu końcówka sesji się rozlazła, czuję że po trzech godzinach gry wszyscy wyczerpujemy swoje pomysły na dalsze granie. Następnym razem, sesje będą trwać do ~180 minut, plus ewentualne 2k8 minut ponad to, gdzie będziemy rychło kończyć rozgrywkę. Poza tym, następnym razem spóźnialski gracz będzie mógł dołączyć przez pierwsze 120 minut sesji, potem może tylko po cichu słuchać rozgrywki.

To starcie z zombiakami nasunęło skojarzenia z MMO (stąd tytuł notki blogowej), w tym to, że strażnicy miejscy szli nie czekając zbytnio na bohaterów graczy. Zresztą, w jednym miejscu nie przebywało więcej niż 4-5 truposzy (zapomniałem o tym, aby rzucić na ich Inicjatywę, czy kiedy po wejściu ekipy sprzątającej na cmentarz zlecą się w jedno miejsce). Bohaterowie naexpili się za obrażenia w walce jak nigdy, z drugiej strony poza mieczem jakiegoś nieco twardszego zombiaka nic nie zarobili na tym. A licha nagroda od strazy miejskiej przepadła, gracze zapomnieli o stawieniu się w siedzibie straży miejskiej dzień później.

Zresztą, zombiaki niekontrolowane przez licza czy nekromantę, w WFRP 1st są śmieszne - z powodu podatności na głupotę są łatwymi celami do momentu, kiedy walczy się z nimi wręcz. Wystarczy, że ogarną się i zaatakują, żeby statystycznie przerazić jakiegos gościa. Bengt przestraszył się jednego z nich w pierwszym starciu, potem zdarzyło się strażnikom miejskim również popaść w panikę. 

Gracze zgłosili zastrzeżenia dotyczące prostoty tego zlecenia na Magnusa Rajfura. No cóż, to było zadanie tego typu, gdzie walka z ofiarą nie miała być najtrudniejszych etapem, w zasadzie kluczowym było to, jak gracze unikną konsekwencji uśmiercenia/pojmania szlachcica. Mieli farta, że odnaleźli jego truchło jakieś parę dni później. Poza tym, ten queścik był opracowany jeszcze przed pierwszą sesją, najzwyczajniej bohaterowie przez trzy poprzednie sesje stali się silniejsi i lepiej wyposażeni. 

Zresztą, WFRP 1st ma to do siebie, że kiedy ma się wyrażną lub lepszą przewagę liczebną, to jeśli nie ma ogromnej przewagi w możliwościach bojowych strony mniej licznej nad bardziej liczną, to ta bardziej liczna jednak wygra tym, że zaleje masą, n-tymi atakami. Kiedyś te n-te ataki wejdą. Starcie trójki BG (z czego dwie postacie dobrze zaprawione w boju, trzecia trochę gorzej) z jakimś szlachcicem tylko trochę wybijającym się ponad możliwości szaraczka machającego siekierką, musiało się skończyć śmiercią bądź ucieczką szlachcica.

Refleksja po czterech sesjach: momentami czuję się jak retrocweter/retrogamer, który musi improwizować coś w lot (np.: ilość BNów danego typu, ceny produktów nie zawartych w podręczniku). Powinienem był się tego spodziewać. Poza tym, czekam na moc generatora spotkań losowych w dziczy, kiedy bohaterowie będą podróżować (ten podręcznikowy z kosmetycznymi zmianami, nie ten losowy generator z wydarzeniami od graczy). Trasa Grünburg - Altdorf wylosowana, trochę zabawy może być. Spodziewam się około 1-2 sesji spędzonych na samej podróży.

Experience Points

Poza Borisem, wszyscy uniknęli utraty punktów Żywotności, nawet PD-ki za zadane/otrzymane obrażenia dzielone na czterech BG (Gerhard się załapał) wyszły w epickich rozmiarach. W sumie 89 punktów "obrażeń". Zasady przyznawania expa w tej kategorii załamują się. Ale cóż, udało się graczom, to udało. 

Gracze mogliby bardziej starać się o PDki za dobrą zabawę. Gdyby nie te dwie walki, to poza Bengtem i Gerhardem, z punktami doświadczenia byłoby dość biednie.
Bengt: +232 PD, łącznie 514 PD/3 sesje
Boris+172 PD, łącznie 656 PD/4 sesje
Ginewra+222 PD, łącznie 657 PD/4 sesje
Gerhard+239 PD, łącznie 527 PD/3 sesje

photo credit: Frank Kovalchek via Flickr via cc by 2.0

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.