Ostatnia z sesji w Pathfindera, w niedzielę 26 lutego. Dobrze, że doszło do kontynuacji gry po czwartkowym wznowieniu. Niestety, z mojej strony to był pojedynczy występ. O tych powodach poniżej w relacji.
Teoretycznie eksploracja antycznych ruin dopiero co miała się zacząć - odkrycie właściwego kompleksu archeologicznego. Na tej sesji wydarzyło się względnie niedużo - raport z niej nie jest najdłuższy. Ilustracji do notki także brak.
Starring: Prowadzący Grę: Agnieszka
BG:
- Albert K. H. Beuchamp-Lancaster II, Human, Wizard (Conjurer) 6 - Czajnik
- [imienia nie pamiętam], Dhampir, Cleric 6 - Mateusz
- Wolfgang Pietst, Aasimar, Gunslinger (Musket Master) 6 - Michał
Akcja:
Dwójka bohaterów - która przeżyła walkę z bezcielesnymi nieumarłymi - napotkała na pewnego kolekcjonera kości do swoich ambitnych planów zrobienia "zbroi z kości". Był nim kapłan półwampir [Bohater Gracza]. Po odpoczynku nowopowstała drużyna wyruszyła dalej. Po drodze nadziała się na jakąś pułapkę i zawaliska - poza niedużymi ranami i chorobą dla półwampira nic się nie stało. Zresztą, kapłan ów zawczasu wyleczył się.
W pewnym momencie korytarz rozwidlał się we dwie strony - północ i południowy wschód. Na niedalekim końcu tego tunelu napotkano trolla, który rzucił się na Wolfganga po tym, jak nie udało mu się po cichu wrócić ze zwiadu. Troll oczywiście pokonany, a bohaterowie bardziej obrażeni niż ranni po tym starciu... Północny kierunek doprowadził do kompleksu poszukiwanego antycznego krasnoludzkiego miasta-ruin.
Na tym relacja by się zakończyła (wszak dalej głównie badano poszczególne posągi, schody do środka, płaskorzeźby, mury i sprzęt oblężniczy na nich), gdyby nie aktywacja dwóch z posągów po wkroczeniu bohaterów na schodach. Dwa kamienne konstrukty były godnym wyzwaniem, lecz i ponownie wszyscy trzej bohaterowie stali na własnych nogach. Tym razem znaleziony na poprzedniej sesji w "cmentarzysku" magiczny miecz przeciw konstruktom przydał się aasimarowi.
Wnioski i wrażenia z sesji
Tym razem nie będzie wypunktowania. Nie ma konkretnych uwag okołosesyjnych czy systemowych, o których bym nie wspomniał we wcześniejszych relacjach z sesji.
Dlaczego to ostatni raport z tego cyklu? Bowiem to mój ostatni udział w tym gronie. Prowadząca grę w pełni przekonała się, że prowadzenie gry zgodnie z zasadami w Pathfindera jest jedną z najmniej preferowanych przez nią rzeczy. Z wywiązanych zaraz potem rozmów jednoznacznie wynikało, że oczekiwała co innego. Zostało mi zrezygnować z gry, gdyż i tak mogłoby dalej dochodzić do kolizji oczekiwań od tego, czym dla kogo jest RPG.
Przynajmniej na tych siedmiu sesjach poznałem trochę system RPG, jakim jest Pathfinder. Jeśli miałby grać w coś będącego w orbicie trzecich edycji D&D, to tylko w Pathfindera. Uważam, że w porównaniu do D&D 3.0/3.x, "Ścieżkoznajda" jest trochę przystępniejsza (szczególnie dla nowych graczy), a dla nisko- czy średnio- poziomowych postaci zawsze jest jakaś opcja. Klasy postaci rzadko kiedy mają jakieś często powtarzające się "dziury" na listach specjalnych zdolności.
Śmiało uznaję, że najadłem się gry w "trzecioedycyjne dedeki". Jeśli kiedykolwiek będę grać w te systemy RPG, to tylko dla wypróbowania konkretnych pomysłów na postacie (np.: Scout oraz Archivist w D&D 3.5, "wiedźmin" Alchemist w Pathfinder). Od ostatniego kwartału 2007 roku przynajmniej raz w roku grałem w "D&D 3.x", a nazbierało się 57 sesji. Do tej sumy nie wliczam retroklonów (Lamentations of the Flame Princess), parodii indie (Labyrinths & Lycanthropes) czy pojedynczej sesji w czwartą edycję D&D.